Wawrzkowizna czyli sprawa tajemniczego wyjazdu
W działach: samo życie, polter | Odsłony: 14Dzień był gorący i parny, jak miska pełna smażonej wątróbki i pachniał w przybliżeniu tak samo.
- Schowajcie te graty zanim wam je obsikam - rzuciłem półgębkiem do moich, sądząc, że reguły dotyczące toreb podróżnych są jasne i podążyłem rozleniwionym krokiem ku skórzanej, czerwonej kanapie, rozłożystej niczym dziwka w krwistej sukience.
Byłem rozdrażniony.
Coś wisiało w powietrzu. Nawet sen ogarnął mnie zaledwie na chwilę i gdy około północy otworzyłem oczy me uszy wypełniał tylko szum ulicy i ledwie słyszalne wyzwiska karków z pobliskiej kebabowni.
Nikt nie grał na laptopie ani nie przełączał mantrycznie programów w tv. Znów ten dreszcz przebiegł mi po karku.
Wszedłem do kuchni, by strzelić sobie łyka. Wszystkie szklanki pochowane, w blaszaku zapas prochów tworzył zgrabną piramidkę. W zasadzie byłem już pewien najgorszego, ale postanowiłem dać im ostatnią szansę. Może, gdybym się mylił, przeprosiłbym, ale mój nos mówił mi, że nie będę musiał marnować słów.
Jeden rzut oka na liliową pościel utwierdził mnie tylko we wcześniejszym podejrzeniu. W sypialni był tylko mrok.
Ech, powiedziałem do siebie układając sie w pościeli, cóż tu kryć. Zawsze było wiadomo, że mogę polegać tylko na sobie: zasady są dla twardzieli z charakterem i tylko tacy mogą się do nich stosować. Łudziłem się, że tylko wietrzą plecaki, lub porządkują szafę. Cóż, widać jest ze mnie naiwniak o złotym sercu.
Wrócili wczoraj. Miny skromniutkie. W mig rozpakowali plecaki zerkając trwożliwie, czy czasem nie nadchodzę. Nawet ciuchy wyprali, jakby uważali, że nic nie wywącham.
- Cóż, stary, chyba musisz z nimi poważnie porozmawiać - rzuciłem do siebie prostując nogi i zeskakując z najwyższej półki szafy prosto na wspomnianą wcześniej liliową pościel. Żeby przyniosło skutek choćby tymczasowy. Ale życie chyba nie jest tak łaskawe. Cóż robić, c'est la vie itepe itede
Od razu zaprzeczyli. No skąd! Gdzieżby oni!
Kazałem się przymknąć, posadziłem na kanapie i pozwoliłem, by przetrawili swe grzechy, gdy ja ostrzyłem pazury na czerwonej skórze.
- No dobra, ptaszyny - rzuciłem cicho odsłaniając kieł w pozornie niekontrolowanym grymasie - mam zdjęcia.
- Co to jest? - na początku byłem łagodny. Nie macie pojęcia, jak trudno przychodzi granie jednocześnie dobrym i złym gliniarzem.
- Eeeee....
- Co proszę?
- Sosenki...? - doprawdy, powiedziała to naprawdę małymi literami.
Westchnąłem w duchu i trzasnąłem następnym dowodem. Ich miny wskazywały, że nie złamią sie tak od razu.
Chuchnąłem w pazury patrząc, jak załamuje się na nich blask lampki do przesłuchań.
- Imiona, ksywy, stopień w hierarchii.
- To Zosia i Magda. W zasadzie wcale ich nie znamy. Nie wiem nawet, kto zrobił to zdjęcie. A ten z nosem, tym bardziej nie mam pojęcia. A ty, znasz go?
Zapytana zaprzeczyła, jakby oderwanie głowy miało potwierdzić to żałosne kłamstwo.
Moje westchnienie mogło zerwać dach z pobliskiej stacji benzynowej.
- Nie bajerujcie. To Repek. Myślicie, ze nie znam kola od Batmana i Supermena?
Twardzi byli, nawet jeśli me wprawne oko wyłowiło szefa Komiksiarzy, nie chcieli nic więcej powiedzieć o laseczkach utrzymując, że to jakieś przypadkowe ślicznotki.
Następne zdjęcie chyba ich nieco podłamało.
- Co do Repka, to chyba sprawa wyjaśniona - zacząłem mentorskim tonem - także ty, Furiacie jesteś tu obecny...
Przerwali mi, ale zbyłem ich gorączkowe wyjaśnienia machnięciem ogona. Mieli już czas na tłumaczenia. Wytknąłem błędy w ich dziurawym, byle jak skleconym alibi z drwiącym śmiechem wskazując na koszulkę Klanarchii na klacie Furiatha. He, he, bolesne niedopatrzenie. Gdy już to mieliśmy ustalone, więc potoczyłem przesłuchanie dalej.
- Widzę, że sprawa dotyczyła .... pistacji. Lub oliwek. Zatem, może to być jedna z najbardziej niebezpiecznych kobiet w mieście... Zatem do tej pani jeszcze wrócimy. Ale oto co tu mamy? Jakież to wstydliwe ujęcie?
- No, no... - uśmiech pod mym wąsem zaiste musiał przybrać naprawdę podły wyraz, bo podejrzani pobledli jak nogi handlarki na targu rybnym.
- Dobrze, że nie macie tyle tupetu by zaprzeczać: to niejaki Przemysław P. zwany Drakerem
no i któż nie zna Natalii, której tajemniczość jest już legendarna? I czyżbym widział pudełko do rozgrywek mafijnych? Oj, razi was moja szczerość? Wolicie nazywać to Osadnikami? He, he, ptaszki wy moje. To dopiero początek. Ktoś by pomyślał, że tęskniłeś za mną Furiacie, tak fałszywą masz minę. Fałszywą, jak czterolistna koniczyna.
Przyznaję, poniosło mnie, trzasnąłem łapą o stół, wrzeszcząc, że pili, bawili się i planowali niecne posunięcia, podczas gdy....
Ale dość. Wróćmy do śledztwa. Oto chwila, gdy podejrzani zaczynają się sypać jak uroda podstarzałej żony właściciela meliny.
- Kto to?
- Eeee.... Natalia. Furiath...
- A ten gościu próbujący ukryć się przed fotografem?
- rin... Roman
- Nie znamy go tak naprawdę.
Milczałem patrząc w sufit i postukując pazurem o książkę.
- rincewind bpm ..
- bpm? Hę? A cóż takiego to znaczy? Będę Prawiczkiem Mamo? Benjaminek Pierdzący Mantry? Hę???? I niby go nie próbujecie kryć? Nie gróźcie mi, że ktoś będzie się mścił i o długich rękach Rince'a! To na pewno ten wasz tajemniczy moderator, a skoro tak to przestańcie mi tu walić farmazony o zabłąkanych Zosiach, bowiem obok siedzi nie kto inny tylko bezwzględna Soffi !!! Ta, która nie zostawia świadków tak skutecznie, że praktycznie nikt jej nie zna, co? A skoro ona, to pewnie Mayhnavea też tam był? I nie mówcie, że nie!
- Ojej, a to co? Znów Repek ze swą damą? Tą, która była przypadkiem w okolicy? Przypadkiem znów trafiła w jego ramiona i przypadkiem wyglądają, jakby kochali się że strach? I to na pewno nie jest Meadea słynna z masakrycznych rysunków na kopertach wysyłanych ofiarom?? Pusty śmiech mnie ogarnia gdy słyszę tak wierutne bzdury!!!
A tu niby co? Nie ma Meadei? Sprytne zagranie! Z tym, ze tuż obok stoi wspomniany wcześniej, nazywany przez kumpli po fachu Marchewą, nieobliczalny Mayhnavea. I Draker, i Repek, Furiath oczywiście w tak niefrasobliwie dobranym stroju, Soffi, Rince Miałem Być Patrickiem Swayzeitańczyćwkusychgatkach i któż na dodatek? Któż tam stoi w tej barwnej koszulce patrząc na gromadkę radosnych przypadkowych i na pewno nie związaną z organizacją pod niewinnie brzmiącą nazwą: Polter?
Czyżby to nie był Rebound, postrach zawsze wydawców? Odpowiedzialny za kontakty z rynkami tajlandzkimi wszechlansowy Ree?
To słowo złamało. Tak bardzo, że nie potrafili wyjaśnić sensu ostatniego zdjęcia:
Powiem szczerze, ja z tego też nic nie rozumiem. A wy co o nim sądzicie?
To była ciężka sprawa. Ale co tu kryć, kocham tą robotę.
Ślad podejrzenia, błysk inteligencji jak lśnienie świateł knajpy odbitych w kałuży na mokrej od deszczu ulicy...
A gdybyście sie zastanawiali, skąd wiem tak dużo, to moze ta fotka naprowadzi was na odpowiedni trop.
I może tez być odpowiedzią na pytanie, dlaczego jednej z podejrzanych nie ma na żadnym ze zdjęć. Kobiety nigdy nie mogły się oprzeć błyskowi biżuterii. Nawet jeśli ją dostają od nieznajomych.