» Blog » Bractwo - początek
28-08-2008 14:33

Bractwo - początek

W działach: Klanarchia | Odsłony: 14

Bractwo - początek
Dostała prosto w twarz, aż głowa poleciała na oparcie.
I jeszcze raz z drugiej strony. Gdyby nie to, że była przywiązana do krzesła a krzesło przyśrubowane do podłogi izby przesłuchań, kobieta już dawno by leżała na ziemi.
- Brzytwa, zostaw panią, bo się spocisz – do izby weszła niska, odziana w bogate szaty kobieta, pani Józefina inkwizytorka Omamu. Za nią cicho wsunął się jeszcze jeden przybysz, ale pozostał w cieniu.
Brzytwa posłuchał rozkazu, zwiesił potężne ramiona i głośno dysząc patrzył na ofiarę, która wbrew staraniom osiłka zachowała i przytomność i milczenie. Gdy padło następne polecenie, wziął wiaderko z wodą i chlusnął na siedzącą a następnie zaczął ściągać z niej resztki ubrania.
Spod brudnej koszuli wyłoniły się wężowe tatuaże pokrywające większość skóry.

Mężczyzna stojący dotąd z tyłu podszedł do krzesła i zaczął się przyglądać ciemnym pasom znaczącym skórę dziewczyny. Być może, pomyślał, znaczą więcej niż tatuaże soldackich wojowników, a może nie. A dziewczyna byłaby naprawdę ładna, gdyby nie była tak posiniaczona. Zanotował sobie tą myśl, jako, że lubił ładne dziewczyny, a następnie zapytał:
- Macie coś więcej niż tatuaże?
Józefina żachnęła się i odsunąwszy osiłka zaczęła pokazywać poszczególne rysunki.
- Popatrz tutaj: to dar oznaczający przenikliwość, a to – to z pewnością nie jest zwykła soldacka dziara, przodkowie wiedzą, co to znaczy. I tu, i tu. Nie patrz na jej cycki, tylko na znaki.
- Ja tu żadnych znaków nie widzę. Chociaż…
- Ona się splugawiła. Mówiłam ci, kult się odradza. Łowco Snów. Zgnieć jej myśli i pomóż nam ją złamać. Bicie i tortury fizyczne nic nie dadzą. Bronią ją tatuaże i dary ciemności.

Mężczyzna nazwany Łowcą Snów milczał przez chwilę wpatrując się w wodę spływającą z posadzki do rowka między kamiennymi płytami. Za dużo tu krwi jak na jedną pobitą osobę, pomyślał, i dopiero podążając wzrokiem wzdłuż czarnych smug zobaczył ciało rzucone w kąt jak zepsuta zabawka. Towarzysz Soldatki milczał do samego końca.
- Jeśli zgniotę jej umysł, nigdy już nie zdołam go naprawić – powiedział w końcu – nie mam ochoty na soldacką vendettę, zwłaszcza, że – machnął ręką w stronę ciała w kącie – jak widzę jednego już zabiliście mimo braku poważnych podstaw. Ty wyjedziesz stąd za dzień lub dwa, ja będę musiał zostać i zmierzyć się z konsekwencjami.
Józefina odpowiedziała coś o odpowiedzialności, Łowca odszczeknął w tym samym tonie i wdali się w niezbyt uprzejmą przepychankę, a gdy Brzytwa usiłował coś wtrącić kazali mu się zamknąć.
- Ale ona coś mówi – tłumaczył się osiłek.
- Coo??
- Że już za późno?
- Odsuń się. Co ona powiedziała? Jest nieprzytomna. Co usłyszałeś, powiedz dokładnie.
Brzytwa milczał przez dłuższą chwilę, patrząc to na inkwizytorkę, to na leżącą kobietę.
- Że już za późno. Że przepowiednia się spełniła.

***


Nazywam się Luna.
Teraz nie jest ważne z jakiego klanu się wywodzę, ani co kiedyś, dawno, dawno temu zamierzałam zrobić ze swoim życiem.
Wszystko się zmieniło. Wszystko.

Nawet mury, które mnie otaczają, zimno i głód nie są tak dokuczliwe, jak chcieliby moi prześladowcy. Tylko tak bardzo tęsknię za lasem i przestrzenią. Wysoko, za wysoko, bym mogła sięgnąć jest małe okienko, przez które rankiem wpada złoty blask słońca. Wyciągam rękę i na czubkach palców czuję ciepło słońca.
Nie jest mi dobrze w murach. Ale to też nie jest ważne, bo dziś o północy przyjdą oprawcy, zawloką do laboratorium i wydrą moje życie, tajemnice, sny.

Jesteśmy w Wieży Łowcy Snów. Kilka dni temu przywlokły nas tu psy inkwizytorskie, które kłaniają się innym prawdom niż ta, którą ja w sercu noszę. Dziś w nocy Łowca wydrze moje sny i przepuści przez maszynerię rozkładającą na cząstki wszystkie moje myśli, jak kucharz dzielący królika na cząstki: tu wątroba, tu nóżki, tu kiszki. Ciekawe, co tam znajdzie? Może jeśli już wydrze tajemnice mojej drogi, imiona braci, miejsce ukrycia artefaktów, hasła i tajemnice ścieżek zostawi całą resztę?

Na co mu moje drobne tajemnice? Po co mu wiedza o porze walk jeleni na rykowiskach, na nic mu się nie przyda zapach rosy o poranku ani kolor chmur przed świtem. Krzyk dzikich wywern na szczytach gór czy zapierająca dech w piersiach walka jastrzębi na tle zachodzącego słońca. Pewnie wyrzuci precz ciepło słońca czy chłód jeziora górskiego. Żar krwi w żyłach podczas polowania czy smutek modlitw za poległych. Radość śpiewania z całej piersi, ciszę milczenia z kamieniami pustkowi, rześkość poranka i zmęczenie wieczoru.

Dziś wieczór po mnie przyjdą. Łowca Snów wydrze moje myśli, nie zostawi mi nic. Wydrze wszystko, do ostatniego wspomnienia. Przedestyluje w maszynie, o której nawet ja słyszałam. Przedestyluje jak dobry alkohol. W tej buteleczce imiona przyjaciół. W tej tajne hasła. W tej pamięć o przodkach. A reszta? Kogo by tam obchodziły myśli i sny o kwiatach i ptakach. Precz! Na śmietnik z nimi!

Na razie korzystam z nich – póki jeszcze mogę. Myślę, jak to wszystko się zaczęło, kiedy wstąpiłam na ścieżkę, która przywiodła mnie do tego zimnego kamiennego miejsca? Mnie i moich braci w prawdzie. Miejsca, gdzie umrę bardziej niż zwykły śmiertelnik, skąd mój duch nigdy nie odleci do krainy przodków.

Może moje myśli wrócą tam, gdzie się narodziły, do górskich strumieni, wyparują i połączą się z chmurami, wrosną w zielone liście drzew, przerodzą się w gorącą krew wywern. Może, gdy mnie już nie będzie one będą mknąć z północnym wiatrem do miejsc, które zawsze kochałam. Może strumienie wysoko w górach, może porywisty wiatr, może dzikie lwioorły pod słońcem będą krzyczeć, że zawsze walczyłam o prawdę i wolność. Że nie zdradziłam. Ani ja, ani nikt z Bractwa.
2
Notka polecana przez: Farindel, Zuhar
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Kalliope
   
Ocena:
0
Bardzo mi się podoba. Czekam na ciąg dalszy.
04-09-2008 21:36

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.