30-05-2008 11:48
Dark Messiah of Might & Magic v. 1
W działach: komputer, samo życie | Odsłony: 2
Od niedzieli gram w Dark Messiaha. Gra jest fajna. Bezdyskusyjne plusy to: szybkie zapisywanie i wczytywanie, fajna grafika, odpowiednia porcja mroku, prosty rozwój (cos a la drzewka w Diablo ale mniej skomplikowany).
jest to fajna napierdalanka w klimatach fantasy - coś a'la Doom w sceneriach lochów, zamków nekromanckich i jaskiń. Według mnie jest trochę za mało biegania po otwartych przestrzeniach, ale wioska goblińska na stoku góry jest bardzo, bardzo fajna.
Lubię ładną grafikę i bajery; w ten sposób przyznaję, że nie jestem poważną graczką, której wystarczą prostokąciki przesuwające sie po mapie i sinusoidy wyników akcji :)
Lubię kolorowy świat, strasznie wyglądających złych i seksownych bohaterów (także tych złych). Taki wiedźmin na przykład wygladał bardzo przyjemnie dla oka. Także nie ukrywam, że w Klanarchii bardzo podoba mi się to, że źli wyglądają tak, ze czuje się odruch ucieczki, a bohaterami chce się grać, lub pójść z nimi do łóżka (jest taki jeden archetyp, rysunek po prostu cód miód i orzeszki, muszę namówić Mojego Faceta, żeby uszył sobie taki strój i już jestem stuprocentową fetyszystką). Ekhem... wracając do naszego Mesjasza.
Jest to liniówka i nie ma sie co czarować - jeśli jest jakaś droga, nie znajdziesz innej, jak trzeba znaleźć przejście, to szukasz do upadłego, jest dużo elementów zręcznościówki, więc chcąc nie chcąc ćwiczę nadgarstek.
Główny bohater ma kilka możliwości rozwoju: w walkę mieczem, napakowanie krzepy itd., inwestuje w strzelanie łukiem, rozwija czary, rozwija skradanie, by sztyletami z zaskoczenia podrzynać gardła. Jestem dopiero w połowie misji; być może można rozwinąc wszystko. Umiejętności są pogrupowane w: krzepę i walkę, umiejętności magiczne oraz "dodatkowe" (takie jak skradanie sie, otwieranie zamków).
Mój Mężczyzna grał rozwijając umiejętność strzelania z łuku i od początku kosił wszystkich z odległości. Ja zainwestowałam w magię i przyznam, że czasem jest ciężko. Sprawdza się powiedzenie, że w grach tego typu lepiej hodowac woja - rozwala wszystkich z doskoku a jeśli potrzebuje magii, to i tak jest mnóstwo zwojów z zaklęciami.
Mag, po pierwsze długo czaruje, ogranicza go znajomość zaklęć i ilość many. Dobrze jest za to mieć zaklęcie leczenia ;)
Przedmiotów w grze jest niedużo, ale często się powtarzają. Porzućcie myśl o handlu - nie ma pieniędzy, nie można nic kupić, trzeba znaleźć. Za to można pozbywać się niepotrzebnego złomu.
Według mnie jest to optymalne rozwiązanie: bohater zdobywa nowe rzeczy, ale nie ma zbędnych komplikacji w postaci handlu itp. Można wyrzucić, niech sobie leży i gnije (a gdzie recykling??!! Żartowałam).
Następny minus - znów nie ma zapisów imiennych (albo ich nie znalazłam). Jeśli gry stworzył bóg, to diabeł konsolówki. Grr.
I mega minus: nie ma wersji dla kobiet. Dlaczego aż tak bardzo mi to przeszkadza?
Ja: Skarbie, szlag by trafił, dlaczego nie ma wersji dla kobiet?
Mój Mężczyzna: Bo to faceci grają w tego typu gry.
Ja: Ale na początku wszystkie gry były dla facetów, teraz nadeszły lata, gdy grają takze kobiety i poważny producent gier powinien o tym pomyśleć. Są wszak Simsy, w Neverwintersach sa opcje "kobiece" (wszak oświadczył mi sie palladyn). Więc...?
No dobra, będę podkradała gry mojej córce.
Dark Messiah jest o tyle ciekawy, że głównemu bohaterowi towarzyszą dwie kobiety: pierwsza cały czas, jako seksowny głos. Fabularnie jest to wytłumaczone specyficznym "nawiedzeniem". Głos jest fajny, złośliwy i rzucający sugestywne aluzje.
No więc, chyba sie nie dziwicie, ze chciałabym pograć w wersje "damską"? Nie ma nic przyjemniejszego, gdy morduję hordy orków a niski, seksowny męski głos szepcze mi do uszka czułe słówka. No właśnie.
Druga laska, to raczej ta "dobra" - miła, szczera, z dużym biustem. Nie towarzyszy cały czas, ale przynajmniej jest widzialna (tamtej mamy tylko głos, ale za to bardzo fajny). Fabuła zakłada wybór gracza pod koniec gry, ja jeszcze nie jestem w tym momencie, ale skłaniam się na stronę zła i demonów.
Z tego co wiem, Mój Mężczyzna poszedł "za głosem" złej kobiety, czemu oczywiście nie należy sie dziwić. Tracę sporo przyjemności z gry, chociaż i tak jest miło być uwodzoną przez fajny głos :) Żeby jeszcze mówiła "Moja pani i władczyni", a nie "panie i władco"...
Sprostowanie: Mój Mężczyzna powiedział, że rozwijał walkę i tłukł sie głównie mieczem. A to, ze akurat zapamiętałam jego ganianie z łukiem to chyba dowód na to, że nieuważnie słucham :) No ale nie chciałam psuć sobie zabawy.
jest to fajna napierdalanka w klimatach fantasy - coś a'la Doom w sceneriach lochów, zamków nekromanckich i jaskiń. Według mnie jest trochę za mało biegania po otwartych przestrzeniach, ale wioska goblińska na stoku góry jest bardzo, bardzo fajna.
Lubię ładną grafikę i bajery; w ten sposób przyznaję, że nie jestem poważną graczką, której wystarczą prostokąciki przesuwające sie po mapie i sinusoidy wyników akcji :)
Lubię kolorowy świat, strasznie wyglądających złych i seksownych bohaterów (także tych złych). Taki wiedźmin na przykład wygladał bardzo przyjemnie dla oka. Także nie ukrywam, że w Klanarchii bardzo podoba mi się to, że źli wyglądają tak, ze czuje się odruch ucieczki, a bohaterami chce się grać, lub pójść z nimi do łóżka (jest taki jeden archetyp, rysunek po prostu cód miód i orzeszki, muszę namówić Mojego Faceta, żeby uszył sobie taki strój i już jestem stuprocentową fetyszystką). Ekhem... wracając do naszego Mesjasza.
Jest to liniówka i nie ma sie co czarować - jeśli jest jakaś droga, nie znajdziesz innej, jak trzeba znaleźć przejście, to szukasz do upadłego, jest dużo elementów zręcznościówki, więc chcąc nie chcąc ćwiczę nadgarstek.
Główny bohater ma kilka możliwości rozwoju: w walkę mieczem, napakowanie krzepy itd., inwestuje w strzelanie łukiem, rozwija czary, rozwija skradanie, by sztyletami z zaskoczenia podrzynać gardła. Jestem dopiero w połowie misji; być może można rozwinąc wszystko. Umiejętności są pogrupowane w: krzepę i walkę, umiejętności magiczne oraz "dodatkowe" (takie jak skradanie sie, otwieranie zamków).
Mój Mężczyzna grał rozwijając umiejętność strzelania z łuku i od początku kosił wszystkich z odległości. Ja zainwestowałam w magię i przyznam, że czasem jest ciężko. Sprawdza się powiedzenie, że w grach tego typu lepiej hodowac woja - rozwala wszystkich z doskoku a jeśli potrzebuje magii, to i tak jest mnóstwo zwojów z zaklęciami.
Mag, po pierwsze długo czaruje, ogranicza go znajomość zaklęć i ilość many. Dobrze jest za to mieć zaklęcie leczenia ;)
Przedmiotów w grze jest niedużo, ale często się powtarzają. Porzućcie myśl o handlu - nie ma pieniędzy, nie można nic kupić, trzeba znaleźć. Za to można pozbywać się niepotrzebnego złomu.
Według mnie jest to optymalne rozwiązanie: bohater zdobywa nowe rzeczy, ale nie ma zbędnych komplikacji w postaci handlu itp. Można wyrzucić, niech sobie leży i gnije (a gdzie recykling??!! Żartowałam).
Następny minus - znów nie ma zapisów imiennych (albo ich nie znalazłam). Jeśli gry stworzył bóg, to diabeł konsolówki. Grr.
I mega minus: nie ma wersji dla kobiet. Dlaczego aż tak bardzo mi to przeszkadza?
Ja: Skarbie, szlag by trafił, dlaczego nie ma wersji dla kobiet?
Mój Mężczyzna: Bo to faceci grają w tego typu gry.
Ja: Ale na początku wszystkie gry były dla facetów, teraz nadeszły lata, gdy grają takze kobiety i poważny producent gier powinien o tym pomyśleć. Są wszak Simsy, w Neverwintersach sa opcje "kobiece" (wszak oświadczył mi sie palladyn). Więc...?
No dobra, będę podkradała gry mojej córce.
Dark Messiah jest o tyle ciekawy, że głównemu bohaterowi towarzyszą dwie kobiety: pierwsza cały czas, jako seksowny głos. Fabularnie jest to wytłumaczone specyficznym "nawiedzeniem". Głos jest fajny, złośliwy i rzucający sugestywne aluzje.
No więc, chyba sie nie dziwicie, ze chciałabym pograć w wersje "damską"? Nie ma nic przyjemniejszego, gdy morduję hordy orków a niski, seksowny męski głos szepcze mi do uszka czułe słówka. No właśnie.
Druga laska, to raczej ta "dobra" - miła, szczera, z dużym biustem. Nie towarzyszy cały czas, ale przynajmniej jest widzialna (tamtej mamy tylko głos, ale za to bardzo fajny). Fabuła zakłada wybór gracza pod koniec gry, ja jeszcze nie jestem w tym momencie, ale skłaniam się na stronę zła i demonów.
Z tego co wiem, Mój Mężczyzna poszedł "za głosem" złej kobiety, czemu oczywiście nie należy sie dziwić. Tracę sporo przyjemności z gry, chociaż i tak jest miło być uwodzoną przez fajny głos :) Żeby jeszcze mówiła "Moja pani i władczyni", a nie "panie i władco"...
Sprostowanie: Mój Mężczyzna powiedział, że rozwijał walkę i tłukł sie głównie mieczem. A to, ze akurat zapamiętałam jego ganianie z łukiem to chyba dowód na to, że nieuważnie słucham :) No ale nie chciałam psuć sobie zabawy.