12-07-2011 15:28
Flaki z zeszłego tygodnia
W działach: samo życie | Odsłony: 8
- Karczmarzu, wina! Ino przedniego!
- Ja poproszę rumsztyk i pieczone ziemniaczki aromatyzowane czosnkiem..
- Czarny chleb suszony w cieniu jałowca…
…
Zakupy w sieci wyhodowały we mnie bestię, która jest klientem kapryśnym i nieprzewidywalnym. Chociaż spełniam warunki ogólnozakupowe, czyli mam dziecko, lubię wydawać kasę na różne różności, mieszkam w dużym mieście, jestem podatna na reklamę i różne takie inne parametry, które powodują, że po wypełnieniu ankiety dzwoni do mnie rzesza sprzedawców chcących zadecydować, co powinnam kupić, to jednak nie do końca wszystko jest takie jak powinno.
Z całą pewnością wszystko to wina fantastyki i gier rpg, bo przecież co innego? To erpegi podszeptują, że warto porzucić rodzinną wieś i zostać poszukiwaczem przygód. To fantastyka wskazuje bogactwo powłóczystych płaszczy i bielizny w stylistyce fetish fantasy :)
Każdy kto ma dupę, chciałby mieć telewizor w kiblu, ale nie każdy go tam zamontuje. No przecież, co sąsiedzi powiedzą? Można mówić: ale fajnie byłoby mieć telewizor w kiblu, jednak z uwagi na kwestie wizerunkowe nie każdy spełnia marzenia. Poszukiwacze przygód zazwyczaj mają wszystko w pompie. Co prawda rzadko mają telewizor (lub jego odpowiednik) a ich fizjologia i przydrożne krzaczory znają się bardzo dobrze, ale gdyby mieli kibel i telewizor, to ho ho, opinia sąsiadów nie byłaby dla nich ważna.
W każdym razie, poszukiwacze przygód maja cechę, która kwalifikuje ich do grona kapryśnych kupujących. Gracze też ją mają. Cechę kapryśności*
Mój Mężczyzna, nastoletnim MG będąc, tak długo terroryzował kiosk w pobliżu LO, że pani kioskarka zaczęła sprowadzać dla niego Magię i Miecz. No, bo jak długo można znosić nachodzenie i pytanie „A jest może MiM”? „A może go pani zamówić”? „A może jednak”? Pani się poddała. MiM sztuk jeden był zamawiany do kiosku w Złotoryi. Dziś może się to wydawać śmieszne, ale wówczas nie było Internetu, a zamówienia prenumeraty MM nie chciał lub nie mógł ryzykować.
Jestem prawie pewna, że pani kioskarka dziesiątki razy myslała: rety, co za typ, czy nie może mu wystarczyć jakaś normalna gazeta? Albo świerszczyk? Setkom chłopaków w jego wieku wystarczy standardowe wyposażenie kiosku, tylko ten musi coś wymyślać. No właśnie, ileż razy sprzedawcy myślą: wszystkim jakoś wystarcza to co jest na półkach, a temu akurat nie!
To ja. To mi nie wystarcza. To ja chciałam mieć białe glany ślubne. To ja ryzykuję zakup perfum, których nie ma w sklepach stacjonarnych. To ja zgrzytałam zębami na widok białego tortu ślubnego (bo cukiernik pomyślał, ej, to chyba pomyłka?? Tort ślubny w czekoladzie? Ta pani na pewno chciała biały, przecież wszyscy chcą biały, różowe sztuczne ognie dorzucę gratis, posiusia się ze szczęścia).
Kupujący, którzy chcą czegoś innego niż jest widoczne na standardowych półkach często bywają nawracani i prostowani. A czasem po prostu słyszą: innym to wystarcza. Sprzedający mogą nie mieć żadnego interesu, by sprowadzać produkt, który sprzeda się w jednym egzemplarzu. Nie każdy zaryzykuje sprowadzenie czegoś tam ze Stanów**. Mam tego świadomość i, bywa, czekam nawet pół roku na Iron Fisty, zgadzam się na przedpłaty, zapewniam, że na pewno odbiorę i inne takie.
Gdy osoba postronna patrzy na larpa może widzieć graczy ubranych na przykład w steampunkowe stroje, pomyśli: o, niespotykane. Ja nie mogę opędzić się od myśli: rety, albo mają krawcową (drogą krawcową jeśli nie jest mamą), szukają gadżetów na etsy.com czy czymś podobnym, ściągają, śnią o cylindrach pogniecionych przez nieczułych kurierów i drżą o uczciwość sprzedających z innego kontynentu. Są też fajne sklepy polskie, ale nie zawsze jest tam to, co sobie wymyślę, i – nawet w takich sklepach – sprzedający nie zawsze chcą się bawić w ściąganie czegoś ekstra. Kurde, w sklepie z Martensami w Poznaniu usłyszałam, że „mamy to, co jest”, nie zamierzają dodatkowo ściągać czegoś, co sobie wypatrzyłam na stronie firmowej.
A jednak wciąż chcę, kiedyś znajomi przywozili mi z Anglii pierścionki-pancerze, buszuję po sklepach, które czasem są widmami i ryzykuję utraty kasy w imię zdobycia klimatycznego ciucha czy butów innych, niż dostępne w sieciówkach. Nie jestem ubrana jakoś szczególnie (a już na pewno nie modnie), ale czasem, gdy wchodzę do kuchni firmowej, oko znawcy wypatrzy napis na koszulce i oznajmi: Ja też oglądam Big Bang Theory! Albo: łeee, torebka z Emily, suuper. I przez minutę mamy poczucie pewnego rodzaju wspólnoty. Ten ktoś wie, co to za koszulka. Ten ktoś się domyśla, ile przeżyłam aby ją dostać. Ten ktoś zna drogę do Altdorfu.
Dialog na początku wpisu pochodzi z nakręconego przez nas filmu: grupa poszukiwaczy przygód zawitała do przydrożnej karczmy, zażyczyli sobie tego i owego, w odpowiedzi usłyszeli coś, co dźwięczy mi w głowie, gdy wchodzę do sklepu i okazuje się, że nie ma tego, co bym chciała:
- Ekhe, są tylko flaki z zeszłego tygodnia.
No co, inni nie wybrzydzają.
------
*W ogóle gracze to urodzeni zakupoholicy, zauważyliście, jak wiele czasu zajmuje im skompletowanie zbroi? Zakup kilku ziół? Mogą godzinami siedzieć i przeglądać cenniki
** a jak wielu na Amazonie nie wysyła do Polski! Pewnie wolą nie ryzykować wysyłki do porzuconego bloku wschodniego
- Ja poproszę rumsztyk i pieczone ziemniaczki aromatyzowane czosnkiem..
- Czarny chleb suszony w cieniu jałowca…
…
Zakupy w sieci wyhodowały we mnie bestię, która jest klientem kapryśnym i nieprzewidywalnym. Chociaż spełniam warunki ogólnozakupowe, czyli mam dziecko, lubię wydawać kasę na różne różności, mieszkam w dużym mieście, jestem podatna na reklamę i różne takie inne parametry, które powodują, że po wypełnieniu ankiety dzwoni do mnie rzesza sprzedawców chcących zadecydować, co powinnam kupić, to jednak nie do końca wszystko jest takie jak powinno.
Z całą pewnością wszystko to wina fantastyki i gier rpg, bo przecież co innego? To erpegi podszeptują, że warto porzucić rodzinną wieś i zostać poszukiwaczem przygód. To fantastyka wskazuje bogactwo powłóczystych płaszczy i bielizny w stylistyce fetish fantasy :)
Każdy kto ma dupę, chciałby mieć telewizor w kiblu, ale nie każdy go tam zamontuje. No przecież, co sąsiedzi powiedzą? Można mówić: ale fajnie byłoby mieć telewizor w kiblu, jednak z uwagi na kwestie wizerunkowe nie każdy spełnia marzenia. Poszukiwacze przygód zazwyczaj mają wszystko w pompie. Co prawda rzadko mają telewizor (lub jego odpowiednik) a ich fizjologia i przydrożne krzaczory znają się bardzo dobrze, ale gdyby mieli kibel i telewizor, to ho ho, opinia sąsiadów nie byłaby dla nich ważna.
W każdym razie, poszukiwacze przygód maja cechę, która kwalifikuje ich do grona kapryśnych kupujących. Gracze też ją mają. Cechę kapryśności*
Mój Mężczyzna, nastoletnim MG będąc, tak długo terroryzował kiosk w pobliżu LO, że pani kioskarka zaczęła sprowadzać dla niego Magię i Miecz. No, bo jak długo można znosić nachodzenie i pytanie „A jest może MiM”? „A może go pani zamówić”? „A może jednak”? Pani się poddała. MiM sztuk jeden był zamawiany do kiosku w Złotoryi. Dziś może się to wydawać śmieszne, ale wówczas nie było Internetu, a zamówienia prenumeraty MM nie chciał lub nie mógł ryzykować.
Jestem prawie pewna, że pani kioskarka dziesiątki razy myslała: rety, co za typ, czy nie może mu wystarczyć jakaś normalna gazeta? Albo świerszczyk? Setkom chłopaków w jego wieku wystarczy standardowe wyposażenie kiosku, tylko ten musi coś wymyślać. No właśnie, ileż razy sprzedawcy myślą: wszystkim jakoś wystarcza to co jest na półkach, a temu akurat nie!
To ja. To mi nie wystarcza. To ja chciałam mieć białe glany ślubne. To ja ryzykuję zakup perfum, których nie ma w sklepach stacjonarnych. To ja zgrzytałam zębami na widok białego tortu ślubnego (bo cukiernik pomyślał, ej, to chyba pomyłka?? Tort ślubny w czekoladzie? Ta pani na pewno chciała biały, przecież wszyscy chcą biały, różowe sztuczne ognie dorzucę gratis, posiusia się ze szczęścia).
Kupujący, którzy chcą czegoś innego niż jest widoczne na standardowych półkach często bywają nawracani i prostowani. A czasem po prostu słyszą: innym to wystarcza. Sprzedający mogą nie mieć żadnego interesu, by sprowadzać produkt, który sprzeda się w jednym egzemplarzu. Nie każdy zaryzykuje sprowadzenie czegoś tam ze Stanów**. Mam tego świadomość i, bywa, czekam nawet pół roku na Iron Fisty, zgadzam się na przedpłaty, zapewniam, że na pewno odbiorę i inne takie.
Gdy osoba postronna patrzy na larpa może widzieć graczy ubranych na przykład w steampunkowe stroje, pomyśli: o, niespotykane. Ja nie mogę opędzić się od myśli: rety, albo mają krawcową (drogą krawcową jeśli nie jest mamą), szukają gadżetów na etsy.com czy czymś podobnym, ściągają, śnią o cylindrach pogniecionych przez nieczułych kurierów i drżą o uczciwość sprzedających z innego kontynentu. Są też fajne sklepy polskie, ale nie zawsze jest tam to, co sobie wymyślę, i – nawet w takich sklepach – sprzedający nie zawsze chcą się bawić w ściąganie czegoś ekstra. Kurde, w sklepie z Martensami w Poznaniu usłyszałam, że „mamy to, co jest”, nie zamierzają dodatkowo ściągać czegoś, co sobie wypatrzyłam na stronie firmowej.
A jednak wciąż chcę, kiedyś znajomi przywozili mi z Anglii pierścionki-pancerze, buszuję po sklepach, które czasem są widmami i ryzykuję utraty kasy w imię zdobycia klimatycznego ciucha czy butów innych, niż dostępne w sieciówkach. Nie jestem ubrana jakoś szczególnie (a już na pewno nie modnie), ale czasem, gdy wchodzę do kuchni firmowej, oko znawcy wypatrzy napis na koszulce i oznajmi: Ja też oglądam Big Bang Theory! Albo: łeee, torebka z Emily, suuper. I przez minutę mamy poczucie pewnego rodzaju wspólnoty. Ten ktoś wie, co to za koszulka. Ten ktoś się domyśla, ile przeżyłam aby ją dostać. Ten ktoś zna drogę do Altdorfu.
Dialog na początku wpisu pochodzi z nakręconego przez nas filmu: grupa poszukiwaczy przygód zawitała do przydrożnej karczmy, zażyczyli sobie tego i owego, w odpowiedzi usłyszeli coś, co dźwięczy mi w głowie, gdy wchodzę do sklepu i okazuje się, że nie ma tego, co bym chciała:
- Ekhe, są tylko flaki z zeszłego tygodnia.
No co, inni nie wybrzydzają.
------
*W ogóle gracze to urodzeni zakupoholicy, zauważyliście, jak wiele czasu zajmuje im skompletowanie zbroi? Zakup kilku ziół? Mogą godzinami siedzieć i przeglądać cenniki
** a jak wielu na Amazonie nie wysyła do Polski! Pewnie wolą nie ryzykować wysyłki do porzuconego bloku wschodniego