19-02-2007 15:11
Jak oglądać horror wiejski?
W działach: Horror | Odsłony: 19
Czytając fora dyskusyjne i artykuły o filmach grozy starych i nowych jesteśmy zasypywani nowymi określeniami, nazwami gatunków, dyskusjami o przynależności, jedynych słusznych nazwach i określeniach. Tak naprawdę, definicje te niewiele mówią przeciętnemu zjadaczowi horrorów, który kieruje się słuszną zasadą, że dobry film to po prostu dobry film i odnosi się to także do filmów grozy. Żaden typ horrorów nie jest czysty i tak naprawdę nie chodzi o to, by reżyser trzymał się konkretnych zasad przy kręceniu filmu, tylko żeby sprawnie opowiedział historię.
Po co zatem różnicowanie? Chociażby po to, żeby w dużej ilości nowych propozycji wybrać taki, który nas zainteresuje. Lubisz oglądać, względnie identyfikować się z zamaskowanym osobnikiem ścigającym piszczące panienki z dużym biustem? A może krew, flaki i jeszcze więcej krwi? Zręcznie prowadzone intrygi z mordercą w rękawiczkach, historie o nawiedzonych domach czy raczej zombiaki kroczące ulicami miast lub ofiary torturowane w obozach zagłady. Nie zawsze można kierować się nazwiskiem reżysera, autorów czy wytwórni.
Kilka miesięcy temu trafiłam na rural horror, swobodnie tłumaczony jako rolny lub wiejski, co spowodowało erupcję radości oraz oczywiście zakup filmu. Był to Dom strachu z kolekcji Kina Grozy.
Rural horror to film, którego akcja toczy się w oddalonych od cywilizacji ostępach, gdzie bohaterowie muszą stoczyć walkę o życie z nieprzyjaznymi „wieśniakami”.
I w zasadzie to wszystko.
Dziki, nieprzyjazny mieszczuchom teren, niespodziewana sytuacja i groźni, nieprzyjaźni tubylcy. Tubylcy tak nieprzyjaźni, że aż strach.
Poszperałam w mojej płytotece i znalazłam jeszcze kilka filmów, które można do tego koszyka wrzucić – koszyka z horrorami, w których występuje motyw rural.
Zły skręt – klasyczny shlasher, którego akcja dzieje się w lesie opanowanym przez psychotyczną rodzinkę. Kiedy wkraczasz na ich teren, nie ma ratunku.
Wybawienie (Deliverance) z 1972 ma świetnie zarysowany motyw przybyszów broniących się przed agresywnymi tubylcami. Nie jest horrorem, ale polecam wszystkim. Film ma bardzo wyraźnie zarysowany konflikt, bohaterów, z którymi można się identyfikować i co tu kryć, sporą dawkę agresji, która może zrekompensować brak potworów nadprzyrodzonych. Swego czasu stwierdziłam, ze pokażę go graczom, z którymi gram w Warhammera, żeby pozbyli się złudzeń co do dobrych, głupkowatych wieśniaków.
Dog soldiers – grupa żołnierzy wyrusza na szkolenie w niegościnne góry. Góry jak góry, ale mieszkańcy nie muszą być przyjaźni. No i super motyw z meczem, jako nić łącząca z „normalnym” życiem.
W serii Masters of Horror warto zwrócić uwagę na Incident On And Off A Mountain Road – film nawiasem mówiąc nieco feministyczny, o dzielnej słabej kobietce broniącej się przed bestią, oraz Pick Me Up, o wydarzeniach na drodze wijącej się wśród nieprzebytych lasów.
Filmów jest więcej, pada pytanie, dlaczego u licha wymyślać określenie dla grupy filmów już zaszufladkowanych? I, co może jeszcze ważniejsze – co takiego jest w kupie drzew czy skał? Dlaczego są tak groźne i wpływające na wyobraźnię? Czyżby cywilizacja, Internet, spanie za murowanymi ścianami i inne zdobycze cywilizacji wyznaczyły granicę między tym, co nasze i bezpieczne, a tym co dzikie i groźne?
Każdy z nas był w lesie (tak, Płotki koło Piły też miały las ;)), czasem nawet na biwaku, wiejskim weselu i niewiele osób wraca z siekierą w plecach. W polskich lasach nawet nie można za bardzo się zgubić. Co innego w Stanach. Tam są lasy, pustynie, góry i bezdroża, że ho, ho.
Tam można się zgubić, zapomnieć języka, zostać adoptowanym przez zaginionych przed stu laty zbiegów wyznaniowych, którzy przekonają cię, że elektryczność i telewizja to złudzenie. Ich lasy to Lasy, Bory i Koniec Świata. Pustynie, kratery, poligony. Takie bezludzie, ze naprawdę można się przestraszyć. I dlatego straszą.
Gdy mam zamiar oglądać film o biednych bohaterach w ostępach, zamiast myśleć o naszym ucywilizowanym Wielkopolskim Parku Narodowym, myślę o Poligonie Nevada, Parku Narodowm Denali czy innych (nie byłam, ale powierzchnia rzędu 2/3 Polski robi wrażenie). W tym lesie nawet Czerwony Kapturek byłby zgubiony. Dlatego rural horror się broni. Ma specyficzne podejście do obcości, może trochę nieznane nam, ale całkiem realne. Dzika , nieprzyjazna okolica jest złem samym w sobie, jest miejscem, gdzie grasują potwory – odpowiednikiem labiryntu czy nawiedzonego domu. Są środowiskiem stworów obcych ludziom. Jest w tym trochę horroru „ekologicznego”, takiego który (gdyby był), mógłby traktować o niszach ekologicznych, zagrożonych gatunkach czy ślepych zaułkach ewolucji wywołanych działalnością człowieka cywilizowanego.
Jest tez kilku ciekawych autorów powieści grozy, którzy lubują się w podobnej tematyce, na przykład mało znany Joseph Citro ale też Lovecraft czy King również sięgali do tego źródła. Ale to już temat na następny wpis.
Po co zatem różnicowanie? Chociażby po to, żeby w dużej ilości nowych propozycji wybrać taki, który nas zainteresuje. Lubisz oglądać, względnie identyfikować się z zamaskowanym osobnikiem ścigającym piszczące panienki z dużym biustem? A może krew, flaki i jeszcze więcej krwi? Zręcznie prowadzone intrygi z mordercą w rękawiczkach, historie o nawiedzonych domach czy raczej zombiaki kroczące ulicami miast lub ofiary torturowane w obozach zagłady. Nie zawsze można kierować się nazwiskiem reżysera, autorów czy wytwórni.
Kilka miesięcy temu trafiłam na rural horror, swobodnie tłumaczony jako rolny lub wiejski, co spowodowało erupcję radości oraz oczywiście zakup filmu. Był to Dom strachu z kolekcji Kina Grozy.
Rural horror to film, którego akcja toczy się w oddalonych od cywilizacji ostępach, gdzie bohaterowie muszą stoczyć walkę o życie z nieprzyjaznymi „wieśniakami”.
I w zasadzie to wszystko.
Dziki, nieprzyjazny mieszczuchom teren, niespodziewana sytuacja i groźni, nieprzyjaźni tubylcy. Tubylcy tak nieprzyjaźni, że aż strach.
Poszperałam w mojej płytotece i znalazłam jeszcze kilka filmów, które można do tego koszyka wrzucić – koszyka z horrorami, w których występuje motyw rural.
Zły skręt – klasyczny shlasher, którego akcja dzieje się w lesie opanowanym przez psychotyczną rodzinkę. Kiedy wkraczasz na ich teren, nie ma ratunku.
Wybawienie (Deliverance) z 1972 ma świetnie zarysowany motyw przybyszów broniących się przed agresywnymi tubylcami. Nie jest horrorem, ale polecam wszystkim. Film ma bardzo wyraźnie zarysowany konflikt, bohaterów, z którymi można się identyfikować i co tu kryć, sporą dawkę agresji, która może zrekompensować brak potworów nadprzyrodzonych. Swego czasu stwierdziłam, ze pokażę go graczom, z którymi gram w Warhammera, żeby pozbyli się złudzeń co do dobrych, głupkowatych wieśniaków.
Dog soldiers – grupa żołnierzy wyrusza na szkolenie w niegościnne góry. Góry jak góry, ale mieszkańcy nie muszą być przyjaźni. No i super motyw z meczem, jako nić łącząca z „normalnym” życiem.
W serii Masters of Horror warto zwrócić uwagę na Incident On And Off A Mountain Road – film nawiasem mówiąc nieco feministyczny, o dzielnej słabej kobietce broniącej się przed bestią, oraz Pick Me Up, o wydarzeniach na drodze wijącej się wśród nieprzebytych lasów.
Filmów jest więcej, pada pytanie, dlaczego u licha wymyślać określenie dla grupy filmów już zaszufladkowanych? I, co może jeszcze ważniejsze – co takiego jest w kupie drzew czy skał? Dlaczego są tak groźne i wpływające na wyobraźnię? Czyżby cywilizacja, Internet, spanie za murowanymi ścianami i inne zdobycze cywilizacji wyznaczyły granicę między tym, co nasze i bezpieczne, a tym co dzikie i groźne?
Każdy z nas był w lesie (tak, Płotki koło Piły też miały las ;)), czasem nawet na biwaku, wiejskim weselu i niewiele osób wraca z siekierą w plecach. W polskich lasach nawet nie można za bardzo się zgubić. Co innego w Stanach. Tam są lasy, pustynie, góry i bezdroża, że ho, ho.
Tam można się zgubić, zapomnieć języka, zostać adoptowanym przez zaginionych przed stu laty zbiegów wyznaniowych, którzy przekonają cię, że elektryczność i telewizja to złudzenie. Ich lasy to Lasy, Bory i Koniec Świata. Pustynie, kratery, poligony. Takie bezludzie, ze naprawdę można się przestraszyć. I dlatego straszą.
Gdy mam zamiar oglądać film o biednych bohaterach w ostępach, zamiast myśleć o naszym ucywilizowanym Wielkopolskim Parku Narodowym, myślę o Poligonie Nevada, Parku Narodowm Denali czy innych (nie byłam, ale powierzchnia rzędu 2/3 Polski robi wrażenie). W tym lesie nawet Czerwony Kapturek byłby zgubiony. Dlatego rural horror się broni. Ma specyficzne podejście do obcości, może trochę nieznane nam, ale całkiem realne. Dzika , nieprzyjazna okolica jest złem samym w sobie, jest miejscem, gdzie grasują potwory – odpowiednikiem labiryntu czy nawiedzonego domu. Są środowiskiem stworów obcych ludziom. Jest w tym trochę horroru „ekologicznego”, takiego który (gdyby był), mógłby traktować o niszach ekologicznych, zagrożonych gatunkach czy ślepych zaułkach ewolucji wywołanych działalnością człowieka cywilizowanego.
Jest tez kilku ciekawych autorów powieści grozy, którzy lubują się w podobnej tematyce, na przykład mało znany Joseph Citro ale też Lovecraft czy King również sięgali do tego źródła. Ale to już temat na następny wpis.