Lubniewickie klimaty
W działach: samo życie | Odsłony: 1I wyjechaliśmy.
Zostawiliśmy tęskniącego kota, Klanarchię na żer wirusów komputerowych i rodzinę na pastwę kota.
Wyjechaliśmy z Poznania w kierunku Pniew a potem Gorzowa Wielkopolskiego, drąc się "Bujać to my panowie szlachta!" i "Spierdalać!" (to cytaty), zapakowni po dachy czterech samochodów, ze śpiworami, zapasami i psem. Do Lubniewic jest droga prosta jak w pysk strzelił, skręca się tylko dwa razy w lewo tuż przed Gorzowem.
Domki położone są na łagodnej skarpie nad jeziorem. Jest tam pomost, który i w tamtym roku nam dobrze służył:
Było zielono, buki rosnące wkoło zdążyły wypuścić zieloniutkie, mechate na brzegach liście. Dzięki temu mieliśmy ochronę przed słońcem, którego wcale nie było mało. Mam nadzieję, ze nocą tworzyły dźwiękochłonną otulinę, bo darliśmy sie niemiłosiernie.
Fajnie jest oddawać się błogiemu nieróbstwu, każdy robił to, co mu odpowiadało. Był wiec czas na rycie w glebie w poszukiwaniu borsuków...
... czytanie jako przejaw antyspołecznych (chwilowo) zapędów...
... wypadało także od czasu do czasu zająć się toaletą.
Ale i tak mnóstwo czasu spędzaliśmy razem, okupując pomost, restaurację w miasteczku, grając w osadników czy paląc papierosy na rynku i obserwując tubylców.
Był tam też zamek z parkiem i za dużo słońca (według mnie).
Wkoło jest zielono - tak naprawdę Lubniewice to skrzyżowanie dróg z kilkoma sklepami, wokół są jeziorka, lasy, knieje i ścieżki pod kwitnącymi czeremchami.
W piątek wybraliśmy się, już tradycyjnie, na rowerki. Było słonecznie i obiecująco. Chyba nikt nie wrócił suchy. Oto Furiath, jeszcze suchy, a ten uśmiech, który, jak się wydaje, że jest na widok okolicznej zieleni, to niestety, wzbierająca radość tuż przed realizacją planów abordażu i podtapiania przeciwników.
Lubniewice to bardzo sympatyczne miejsce, jeśli będziecie mieli okazję, to popłyńcie przesmykiem między jeziorkami - super zielono a jakie okazje do zasadzki :)