Mądrości ludowe
Odsłony: 7Wpis sponsoruje literka K
Uwaga! Znów będzie o kotach i tematach, których niektórzy z Was nie trawią, więc osoby uczulone na literkę "k" powinny opuścić tego bloga zanim dostaną ropiejąco-krwawiącej wysypki na organach płciowych :P
Z biegiem czasu przyznaję, że w czasach licealnych i końca podstawówki, gdy sprawy damsko-męskie zaczęły być dla mnie ważne, miałam niezwykle naiwne i dziwaczne zdanie o płci przeciwnej. Licealistki (i teraz gimnazjalistki, wiecie, chodzi o ten cały czas brzydkiego kaczątka i powalającej nimfetki) mają często bardzo poważne mniemanie o sobie i własnym zdaniu, co jest normalne i właściwe z psychologicznego punktu widzenia, bo wtedy wyrasta się z wieku dziecięcego, gdy zdanie dziecka= zdanie rodzica/nauczyciela i zaczynamy mieć własne w końcu zdanie o najróżniejszych sprawach.
Zdanie owo jest solidne i niewzruszone, młodzi ludzie gotowi są za nie ginąć - co świetnie się przydaje w różnych niespokojnych czasach, bo np. czytałam, że to młodzi ludzie są gotowi wzniecić Powstanie Warszawskie, starsi mają "hamulec", który wyrasta z wiekiem.
Być może ten właśnie zryw, podatność na widzenie świata barwnym i wyrazistym moja matematyczka nazywała cudowną zdolnością, którą traci się z wiekiem. Nauczycielka sądziła, że później życie nigdy już nie będzie tak fajne, ciekawe i intensywne.
Nie zgadzałam się z nią wtedy (może z zasady :P), teraz też nie, ale świetnie pamiętam własną zdolność do stawania w ekstremum, osądzania na śmierć i życie oraz jakąś dziwaczną pewność pokładaną w rzeczach całkowicie z kosmosu (ale za to ideologicznie brzmiących).
Wracając do spraw damsko-męskich, a chodzi raczej zabiegi spoleczno-obyczajowe a nie ginekologiczne, bo o tych drugich uczą na biologii, a poza tym wychowywałam się na gospodarstwie i widok byka na krowie był częsty każdej wiosny. O tym, jak postępować z mężczyznami, jak rozpoznać zamiary nieprzyjaciela, o czym rozmawiać, co myśleć o tym, co "on mówi" i "co ma na myśli gdy mówi", silny i niewzruszony pogląd na te sprawy miałam gdy byłam jeszcze zupełnie zielona.
Przyznam szczerze, że pod względem doświadczeń w "chodzeniu" pobiła mnie młodsza siostra jeszcze w podstawówce, co można krótko wytłumaczyć: nieśmiałość i książki (dobrze, ze wtedy nie było gier komputerowych).
Nie będę wyszczególniać tych "złotych" zasad, bo chyba każdy z Was spotkał się z obiegowymi opiniami, z których "kobieta mówiąc nie myśli tak" i "mężczyzna będzie bardziej kochał gdy kobieta będzie zimna jak lód" są chyba najbardziej popularne. Nie mniej krzywdzące są hasła "kobieta kobiecie wilkiem, bo zawsze konkurują o mężczyzn, nawet, gdy są najlepszymi przyjaciółkami" oraz - dla równowagi "tylko kobieta zrozumie kobietę, mężczyźni to stado zwierząt, którzy myślą tylko o jednym".
Ogólnie, w czasach okołolicealnych kobiety maja właśnie nadzieję, że mężczyźni - a zwłaszcza ten jeden - myśli tylko o jednym, bo twierdzenie, że dziewczyny to źródło wzniosłych uczuć i nie myślą o seksie tylko o trzymaniu się za rączkę to kolejna bujda wyrosła na podatnym gruncie, który przemierzają poszukiwacze prawdy.
Dziewczyńskie spotkania to może niekoniecznie oglądanie pornosów (chociaż pierwszy film tego typu oglądałam z kuzynkami, gdy kuzyni i wujkowie oglądali wybory Miss Polski piętro niżej), ale też gadanie o przebiegu "randek" i ogólnym postępowaniu z płcią przeciwną.
Największy żal mam do osób, które tak naprawdę nawciskały mi najwięcej bzdur (większość w cudzysłowach powyżej), choć z racji wychowania powinny być bardziej rzeczowe, czy nie wiem... uczciwe - mama, ciocie i babcie. Rozumiem, że ich celem było powstrzymanie mnie od "zadawania" się z kolegami aż do nie wiem, chyba ślubu? Z drugiej strony fakt, że nie miałam chłopaka w wieku 17 lat spędzał im sen z powiek.
Zapewne chodziło o tak niesamowity układ, że powinnam mieć chłopaka i widywać się z nim tylko przy rodzinie, albo nie wiem, może rozwiązaniem byłby jakiś papierek lakmusowy, mówiący wszem i wobec, że jestem normalna i spotykam się z kimś, ale nie posuwamy się poniżej szyi :P
Kiedyś jedna z sąsiadek przyszła i powiedziała, że zaprowadzi swoją córkę do ginekologa, bo "musi" wiedzieć, czy ona jest dziewicą. Moja mama, która jest pielęgniarką i w domu miała sporo książek anatomiczno-fizjologicznych (z których nota bene dowiedziałam się więcej niż od niej), była w szoku, kiedy jej wytłumaczyłam, jak to "dziewica" może być w ciąży i nie mówimy tu o dzieworództwie. Nie była zszokowana wogóle, tylko, że o tym wiem i mówię.
Ale wracając do obiegowych opinii, które potrafią nieźle utrudnić życie. Rozumiem, że sprawy seksu i kontaktów z płcią przeciwną, lub tą samą, ale w podobnych celach, choć są bardzo interesujące dla młodzieży, rodzice i wychowawcy często kształtują je w myśl różnych idei. Ale, jakby nie patrzeć, kiedy tenże młody człowiek, nafaszerowany "mądrościami" stanie naprzeciw "wroga", sam będzie mógł skonfrontować "nauki" z życiem.
Jak pisałam, miałam zapodowane sporo porad, mądrości i życiowych prawd, według których chłopak jawił się jako wróg, przebiegły manipulant lub głupi tłuk szpanujący zdolnościami erystycznymi kryjącymi jedynie pragnienie dobrania się do moich majtek. Czasem te rady były lajtowe i częściowo pokrywające się z prawdą, co miało służyć za uwiarygodnienie całości, takie jak np. to, że mężczyźni później dojrzewają.
Jakkolwiek w podstawówce (ośmioklasowej za moich czasów) koledzy rzeczywiście byli niezbyt interesujący i większość z nich nie przeczytało nawet jednej książki poza ścisłym spisem lektur, ale był rodzynek, który pożyczał mi Lumleya (jednak był chyba równie nieśmiały jak ja, bo skończyło się całusem w szatni, zanim spłoszyła nas gruba pani szatniarka).
Jednak w liceum jakoś zdołałam poznać innych kolegów, oczytanych, oglądających coś więcej niż pornole i filmy akcji, takich, którzy wciągnęli mnie w erpegi, choć jakoś nasze ścieżki erotycznych doświadczeń jakoś nigdy się nie pokryły :) Co prawda znalazł się i taki, którego pierścionek noszę a niedługo trzeba będzie kupić obrączki, ale piętnaście lat temu zabił mnie w sesyjnej bójce na schodach jakiejś karczmy :) Przez x lat grywaliśmy razem, najczęściej byłam jedyną dziewczyną, bo kobiety moich kolegów jakoś nie dawały się wciągnąć.
Kumpel do rodziców: Jedziemy sesjować na wieś, do Ewy.
Mama kumpla: Powiedz mi jedno, ostatnio często jeździcie razem, ona i trójka facetów. Ona jest waszą wspólną dziewczyną, czy jak?
Żeby nie było: każdy kto gra w takim zestawie pewnie spotkał się choć raz z podobną uwagą ;) Dziewczyny, które mistrzują mogą dodać jeszcze kilka historii o uwagach odnośnie rządzenia bandą facetów.
Przyznam, że rpg było dla mnie dobrym sposobem na poznanie "ludzkiej" twarzy mężczyzn. Nie można mieć absurdalnych, nie sprawdzających się w konfrontacji z rzeczywistością założeń i grać, kumplować się z chłopakami. Wcale nie uważam, że lepiej dogadać się z mężczyznami, ale od pewnego czasu twierdzę, że głębsze są różnice osobnicze niż płciowe. Oczywiście wychowanie i kultura ma swój narzut, ale w kwestiach ważnych różnice nie są tak wielkie. Kobiety też zdradzają, mężczyźni też płaczą. No i całe mnóstwo podobnych rzeczy.
Powiem szczerze, że te mądrości ludowe mocno potrafią utrudnić życie, nawet jeśli nie wiążą naszego postępowania, to często da się zauważyć w postępowaniu czy radach innych osób. Ostatnio zaskoczył mnie mój lekarz, gdy rzucił mimochodem: "facetom (w rozumieniu: partnerowi) nie można się wygadać, nie zrozumie wielu rzeczy"i wiecie co? Zatkało mnie. Jeśli mnie rzeczywiście nie rozumie, to po cholerę z nim jestem?Tak, wiem, jestem zakochaną idealistką :P Moja mama od kilku lat mówi, ze minie mi to za rok czy dwa.
A, sprawa kotów: oto następny blog z kotem :) - boli.blog