08-07-2007 10:37
Rzecz o jedzeniu...
W działach: samo życie, dialogi | Odsłony: 4
Zawsze podobało mi się cudaczne jedzenie. Zwłaszcza dziwne macki, ryby i muszle - coś, czego trudno by było szukać w kuchni mojej mamy. Podczas organizowanej Wigilii u nasz w domu, część rodziny odmówiła wzięcia do ust "cthulhowej potrawy", jak ją nazwaliśmy. Oczywiście ceny niektórych rzeczy są powalające, ale można już dostać mrożone ośmiorniczki czy kawałki innych morskich stworów w rozsądnej cenie.
Mój Mężczyzna wraca obładowany zakupami.
MM (wyraźnie zaaferowany): Słuchaj, widziałem małe węgorzyki w słoiku.
Ja: to musiały być naprawdę malutkie.
MM: Kilka centymetrów. Mnóstwo maleńkich węgorzyków w jednym słoiku.
Ja: Rety...
MM (z pasją): Istna węgorzykowa HEKATOMBA...
Mój Mężczyzna wraca obładowany zakupami.
MM (wyraźnie zaaferowany): Słuchaj, widziałem małe węgorzyki w słoiku.
Ja: to musiały być naprawdę malutkie.
MM: Kilka centymetrów. Mnóstwo maleńkich węgorzyków w jednym słoiku.
Ja: Rety...
MM (z pasją): Istna węgorzykowa HEKATOMBA...