20-04-2011 13:53
Szef kuchni poleca
W działach: rpg, samo życie | Odsłony: 7
Niektóre sesje są jak jajecznica.
Jajecznica jest potrawą bardzo łatwą w przygotowaniu, wystarczy wyjąć ze skorupki jajka i trzymać je w pobliżu źródła ciepła mieszając widelcem. A jednak spotyka się całe elaboraty na temat jajeczny, wystudiowane przepisy uwzględniające różne rodzaje jajek oraz półnagą piękność z brokatem na sutkach siedzącą na blacie obok kuchenki i machającą nogami.
Zauważcie, jak często kucharze rozwodzą się nad jedynym właściwym sposobem przyrządzania danej potrawy, snobują, wywyższają i w końcu serwują patrząc czujnym wzrokiem, czy aby jedzący wystarczająco gorliwie potakują głową w niemym zachwycie. A przecież to tylko jedzenie. Czy jeśli ktoś ugotował nam coś lepszego niż mrożona pizza odgrzewana w mikrofalówce powinniśmy bić pokłony?
Czy jeśli MG poświęcił ileś tam godzin na przygotowanie sesji, która w efekcie wyszła tak samo średnio (lub niewiele lepiej) jakby skorzystał z gotowca, to ma prawo rządzić życiem i śmiercią postaci i zachowywać się w sposób wielce autorytarny kradnąc np-cowskimi złodziejami cały dobytek awanturników przemierzających okrutne światy rpg? Czy gracze nie mają nic do powiedzenia?
Nie gram jakoś strasznie dużo, jestem typową graczką weekendową, spotykamy się ze stałą ekipą, pogramy, pogadamy. Czasem pogram u innych, czasem sama poprowadzę (zazwyczaj na wakacjach, gdy nasz mg się zbuntuje i po kolei każdy prowadzi). Ikony pucharowe, mistrzowie opiewani na forach są dla mnie niedostępni i może dlatego mam do nich taki stosunek jak zwykły zjadacz babcinego barszczyku do Gordona Ramsay’a – że pewnie przekombinowany i tyle. W dodatku, gdy okaże się, że coś nie teges, to nie można nawet rzucić zwykłego: „przesoliłaś babciu”, bo jeszcze się odwinie i z głowy frittatę mi zrobi*.
Mimo, że sesje są zazwyczaj prostą sprawą, opowieścią o tym, że gracze przeszli od punktu A do punktu B i po drodze coś tam się zdarzyło, bywają spotkania źle przygotowane a w dodatku ukoronowane dąsem MG, że „gracze nie doceniają”. X lat temu natknęłam się na krótką wzmiankę gracza o sesji z legendarnym MG. Wszyscy się napalali, prowadzący odpowiednio się napuszył. Wyszło kiepsko. Wszyscy się rozeszli zgodnie milcząc na temat wspólnej sesji.
Jestem zwolenniczką sesji „domowych” oraz sesji, w których wszyscy mają udział, nie jest to show MG ani jednego gracza. I tu jest następna kwestia: współodpowiedzialność graczy za fajną zabawę.
No bo jeśli MG poświecił ileś tam godzin na wydłubanie tego przewspaniałego dania, to kręcenie nosami jest zwykłą niewdzięcznością (nawet jeśli komuś nie smakuje). Z drugiej strony nieszczere potakiwanie, że to najwspanialsze przeżycie i „płakałem jak bóbr” obraża wszystkich obecnych z bobrami włącznie. Sądzę, że wielu niezręcznym przypadkom zaradziłaby współpraca graczy w zakresie tworzenia przygody.
Sesje nie muszą być przedstawieniem jednej osoby. Nie chodzimy codziennie na obiad połączony z show kulinarnym i pokazem przyrządzania byczych jąder (a przynajmniej nie robi tego większość znanych mi osób). W większości przypadków sesje są spotkaniem znajomych, MG nie ma pół roku na przygotowanie widowiska lecz kilka godzin między lekcjami/pracą a zrobieniem zakupów. Wymaganie, aby prowadzący za każdym razem zaskakiwał niespodziewanymi zwrotami fabuły a w dodatku przebierankami, potrząsaniem słoików w celu wywołania nastroju i grą aktorską, może powodować ostrą frustrację graczy (nie zaskoczyłeś nas niczym ponadczasowym, mistrzuniu) i prowadzącego (po co się starać skoro nic nie doceniają).
Nasza ekipa graczy do najaktywniejszych nie należy. Nie chce nam się spotykać, ustalać, co chcielibyśmy na sesji, jaką kampanię poprowadzimy teraz. Wymyślenie motywu na sesję chciałoby się zakończyć: „to ja chcę pojedynek, albo zasadzkę”. Coś, co mogłoby być fajnym wkładem gracza w sesję, elementem będącym pomocą dla prowadzącego i jednocześnie czymś specjalnym dla gracza z lenistwa może być zredukowane do minimum.
Ale jakoś nam głupio. Dlatego siadamy razem, marudzimy, obrażamy się, że reszta nie doceniła wspaniałego pomysłu (może kiedyś opowiem o „pępowinie”, bo to świetny przykład średniego pomysłu, który wyewoluował w fajne założenia kampanii). Odobrażamy, poganiamy i dokonujemy bolesnej wiwisekcji. Wymyślamy motywy. Wymyślamy postaci. Wymyślamy historie. Jeśli pójdzie coś nie tak możemy mieć pretensje także do samych siebie. A jeśli coś wyjdzie fajnie, to zupełnie inna bajka. Płyniemy, opowiadamy i uzewnętrzniamy się na blogach.
Zwalenie obowiązku „fajnej sesji” na prowadzącego jest wyjściem najłatwiejszym, a uzasadnienie, że sesja powinna być całkowitą niespodzianką dla graczy niszczy szanse na urozmaicenie i stworzenie czegoś fajnego, razem. Jestem za wspólnym "gotowaniem" sesji: może bez odjazdów, ale zdrowo i tak, by smakowało wszystkim.
Niektóre sesje są jak jajecznica. Może i same się robią, ale trudno się je potem zeskrobuje z patelni.
* no dobra, mój MG jest bardzo znany, sławny, przystojny i w ogóle, ale praktycznie bezboleśnie mogę mu powiedzieć, że sesja była za słona. To nie typ niedostępnego wszyszytkowiedzącego MG, raczej Soldat, z przekonania i fantazji. Pysk nie krew.
Jajecznica jest potrawą bardzo łatwą w przygotowaniu, wystarczy wyjąć ze skorupki jajka i trzymać je w pobliżu źródła ciepła mieszając widelcem. A jednak spotyka się całe elaboraty na temat jajeczny, wystudiowane przepisy uwzględniające różne rodzaje jajek oraz półnagą piękność z brokatem na sutkach siedzącą na blacie obok kuchenki i machającą nogami.
Zauważcie, jak często kucharze rozwodzą się nad jedynym właściwym sposobem przyrządzania danej potrawy, snobują, wywyższają i w końcu serwują patrząc czujnym wzrokiem, czy aby jedzący wystarczająco gorliwie potakują głową w niemym zachwycie. A przecież to tylko jedzenie. Czy jeśli ktoś ugotował nam coś lepszego niż mrożona pizza odgrzewana w mikrofalówce powinniśmy bić pokłony?
Czy jeśli MG poświęcił ileś tam godzin na przygotowanie sesji, która w efekcie wyszła tak samo średnio (lub niewiele lepiej) jakby skorzystał z gotowca, to ma prawo rządzić życiem i śmiercią postaci i zachowywać się w sposób wielce autorytarny kradnąc np-cowskimi złodziejami cały dobytek awanturników przemierzających okrutne światy rpg? Czy gracze nie mają nic do powiedzenia?
Nie gram jakoś strasznie dużo, jestem typową graczką weekendową, spotykamy się ze stałą ekipą, pogramy, pogadamy. Czasem pogram u innych, czasem sama poprowadzę (zazwyczaj na wakacjach, gdy nasz mg się zbuntuje i po kolei każdy prowadzi). Ikony pucharowe, mistrzowie opiewani na forach są dla mnie niedostępni i może dlatego mam do nich taki stosunek jak zwykły zjadacz babcinego barszczyku do Gordona Ramsay’a – że pewnie przekombinowany i tyle. W dodatku, gdy okaże się, że coś nie teges, to nie można nawet rzucić zwykłego: „przesoliłaś babciu”, bo jeszcze się odwinie i z głowy frittatę mi zrobi*.
Mimo, że sesje są zazwyczaj prostą sprawą, opowieścią o tym, że gracze przeszli od punktu A do punktu B i po drodze coś tam się zdarzyło, bywają spotkania źle przygotowane a w dodatku ukoronowane dąsem MG, że „gracze nie doceniają”. X lat temu natknęłam się na krótką wzmiankę gracza o sesji z legendarnym MG. Wszyscy się napalali, prowadzący odpowiednio się napuszył. Wyszło kiepsko. Wszyscy się rozeszli zgodnie milcząc na temat wspólnej sesji.
Jestem zwolenniczką sesji „domowych” oraz sesji, w których wszyscy mają udział, nie jest to show MG ani jednego gracza. I tu jest następna kwestia: współodpowiedzialność graczy za fajną zabawę.
No bo jeśli MG poświecił ileś tam godzin na wydłubanie tego przewspaniałego dania, to kręcenie nosami jest zwykłą niewdzięcznością (nawet jeśli komuś nie smakuje). Z drugiej strony nieszczere potakiwanie, że to najwspanialsze przeżycie i „płakałem jak bóbr” obraża wszystkich obecnych z bobrami włącznie. Sądzę, że wielu niezręcznym przypadkom zaradziłaby współpraca graczy w zakresie tworzenia przygody.
Sesje nie muszą być przedstawieniem jednej osoby. Nie chodzimy codziennie na obiad połączony z show kulinarnym i pokazem przyrządzania byczych jąder (a przynajmniej nie robi tego większość znanych mi osób). W większości przypadków sesje są spotkaniem znajomych, MG nie ma pół roku na przygotowanie widowiska lecz kilka godzin między lekcjami/pracą a zrobieniem zakupów. Wymaganie, aby prowadzący za każdym razem zaskakiwał niespodziewanymi zwrotami fabuły a w dodatku przebierankami, potrząsaniem słoików w celu wywołania nastroju i grą aktorską, może powodować ostrą frustrację graczy (nie zaskoczyłeś nas niczym ponadczasowym, mistrzuniu) i prowadzącego (po co się starać skoro nic nie doceniają).
Nasza ekipa graczy do najaktywniejszych nie należy. Nie chce nam się spotykać, ustalać, co chcielibyśmy na sesji, jaką kampanię poprowadzimy teraz. Wymyślenie motywu na sesję chciałoby się zakończyć: „to ja chcę pojedynek, albo zasadzkę”. Coś, co mogłoby być fajnym wkładem gracza w sesję, elementem będącym pomocą dla prowadzącego i jednocześnie czymś specjalnym dla gracza z lenistwa może być zredukowane do minimum.
Ale jakoś nam głupio. Dlatego siadamy razem, marudzimy, obrażamy się, że reszta nie doceniła wspaniałego pomysłu (może kiedyś opowiem o „pępowinie”, bo to świetny przykład średniego pomysłu, który wyewoluował w fajne założenia kampanii). Odobrażamy, poganiamy i dokonujemy bolesnej wiwisekcji. Wymyślamy motywy. Wymyślamy postaci. Wymyślamy historie. Jeśli pójdzie coś nie tak możemy mieć pretensje także do samych siebie. A jeśli coś wyjdzie fajnie, to zupełnie inna bajka. Płyniemy, opowiadamy i uzewnętrzniamy się na blogach.
Zwalenie obowiązku „fajnej sesji” na prowadzącego jest wyjściem najłatwiejszym, a uzasadnienie, że sesja powinna być całkowitą niespodzianką dla graczy niszczy szanse na urozmaicenie i stworzenie czegoś fajnego, razem. Jestem za wspólnym "gotowaniem" sesji: może bez odjazdów, ale zdrowo i tak, by smakowało wszystkim.
Niektóre sesje są jak jajecznica. Może i same się robią, ale trudno się je potem zeskrobuje z patelni.
* no dobra, mój MG jest bardzo znany, sławny, przystojny i w ogóle, ale praktycznie bezboleśnie mogę mu powiedzieć, że sesja była za słona. To nie typ niedostępnego wszyszytkowiedzącego MG, raczej Soldat, z przekonania i fantazji. Pysk nie krew.
32
Notka polecana przez: AGrzes, Bortasz, Carramba, de99ial, Drejfus, dzemeuksis, Furiath, gwyn_blath, Hastour, Ifryt, Jingizu, KFC, lemon, Marigold, Noth, Nuriel, Panthera, Rapo, raskoks, Repek, Scobin, slann, sskellen, Szczur, teaver, triki, Wędrowycz, xanxa, YuriPRIME, zegarmistrz, Zuhar, ~tylda
Poleć innym tę notkę