» Blog » Zabawy teoriami
11-05-2007 21:14

Zabawy teoriami

W działach: Z przymrużeniem oka | Odsłony: 3

Jeden z moich profesorów (zoolog) był, jak to mówił: uczniem starej szkoły. Uważał, ze człowiek wykształcony musi być wszechstronnie. Świata nie widział poza swoimi robalami, ale często nas zadziwiał spostrzeżeniami z dziedziny matematyki, informatyki, fizyki czy historii. Mówił, że miał mnóstwo czasu na uczenie się i że należy zdobywać wiedzę z różnych źródeł. Że na pewnym poziomie nie ma różnych dziedzin, ale wszystko jest jednością i przekłada się jedno na drugie, jak powtarzalność jam ciała u skrajnie różnych form. Dla nas, osób które najczęściej już w podstawówce wybrały swoje ulubione przedmioty i konsekwentnie trzymały się swojej działki, było to coś obcego.
 
W zasadzie teorie są uniwersalne. Teorię ewolucji po gimnastyce można dopasować do wielu innych dziedzin. Ba, nawet jeśli nasze dzieci nie będą mogły się uczyć o Darwinie, słowo ewoluuje pozostanie w naszym języku i proces ten może być i jest, wykorzystywany w wielu dziedzinach.
 
Ostatnio czytając któryś z blogów pomyślałam, że RPG ma znacznie ciekawszy zasób opisów i terminologię niż literatura. To znaczy pewnie językoznawcy i spece od literatury znają mnóstwo podziałów tekstów, opisów i terminologii. Jednak mi jako normalnemu czytelnikowi często brakuje podstawowych pojęć oraz różnych rzeczy związanych z literaturą jako rzemiosłem. W Stanach szkoły o tym jak pisać są normą. W Świecie Garpa nawet to było. I nie mówię tu o wykładach uznanych pisarzy, tylko prędzej o specach od analizy niż składania klocków. Na naszym rynku są dwie książki Kinga analizujące literaturę horroru, jedna Lovecrafta jeszcze kilka innych. W Kingu przemówił do mnie motyw podziału horroru ze względu na podmiot. W zasadzie w literaturze istnieje taki podział i czytelnicy lubiący ghost story preferują jedne książki a wielbiciele stworów inne.
 
Czasami kupując książkę kierujemy się nazwiskiem, innym razem recenzją (ja jeśli już to preferuję recenzje spilerujące - są w literaturze elementy, których nie czytuję, tylko dość szczegółowa recenzja informuje mnie o nich). Czasami możemy kierować się hasłami: wyjątkowo krwawa, detektywistyczna, świat duchów z innej strony itp. To dla nas czytelników powstały określenia typu : weird fiction, splatterpunk, ghost story, romans gotycki. To jak działy w supermarkecie. Każdy może iść do ulubionego i coś sobie wybrać. Tak naprawdę te definicje są też wskazówką dla autorów - jak mają pisać.
 
Czasami czytam wypowiedź autorów - i nie tylko - o pisaniu jako takim i pojawiają się bardzo często określenia: natchnienie, opowieść, sprawne operowanie słowem, coś nowego. Nie ma mowy o tym jak napisać tekst przynależący do danej kategorii. Wyobrażam sobie, że to by były porady w stylu przepisu kucharskiego, bo czemu nie? A tak praktycznie to nie ma innego wyjścia, jak przekopać się przez książki i samemu wyszukać triki pisarskie. Po przeczytaniu kilku tysięcy książek czytelnik ma juz mniej więcej w głowie schemat do "rozpracowania" kolejnej. Zauważa triki, podział akcji, newralgiczne punkty. Wie, gdzie coś zostało schrzanione.
 
W erpegach, które mi się podobają (nie prowadzę, ale czasami czytam jak grać), jest wszystko wyłożone: jak się zachowywać, jak mówić, na co położyć nacisk w trakcie sesji. Jak korzystać z konwencji, MG, pomocy i innych graczy. Niektórzy mówią, że to psuje magię i warto pójść na żywioł. Nie będę się spierać, to kwestia własnego odczucia. jak dla mnie to są bardzo fajne sesje. Weźmy pod uwagę GNS - oczywiście bardzo pobieżnie. To jak grają gamiści, symulacjoniści i narratywiści to jedno, drugą stroną medalu jest to jak napisać i poprowadzić dla nich sesję.
 
Książki, które wiążą mi się z odpowiednimi stylami gry:
 
Gamistyczna - tu wrzuciłabym cykle G. Smitha o Sabacie. To odpowiednik Bonda w świecie kultystów i popaprańców. Zawsze zwycięża.
Cechy charakterystyczne: opisy z werwą, skąpe acz specjalistyczne wypowiedzi bohatera. Forma raportu. Proste założenia. Kobieta, której trzeba pomóc najczęściej jest zła (ulubiony trik znajomego MG). Dużo krytycznych momentów, w których wszystko się rozstrzyga. Bez retrospekcji - jeśli już, to w formie krótkiego zwierzenia np. głównego wroga przed ścięciem mu głowy.
 
Narracyjna - wampiryczne kroniki Anne Rice i Mroczna trylogia Tanith Lee. Nie są ważne błędy i nieścisłości. Czytelnik pławi się w historii, płynie z nurtem, smakuje i podziwia.
Jak to napisać: Długie rozbudowane zdania. Pisanie emocjami. Wymagane płynne przechodzenie od jednego opisu do drugiego. W fabule częste opisy i historie osób i rzeczy, które właściwie pojawiły się na chwilę. W zasadzie główny pomysł nie musi być oryginalny, musi tylko oddziaływać na emocje czytelnika. Retrospekcje mile widziane. Nawet pojedynki nie są błyskawiczne, to raczej obraz - opis obrazu.
 
 
Symulacyjna - tu pasowałoby jedzenie kotleta :) żartuję, ale kiedyś ktoś opisał tak prozę Kinga. Moim zdaniem przykładem z tej działki jest proza Dawida Kaina. Choć oczywiście nie czyste, w książkach, jak na sesji pojawiają się mixy. Symulacjonizm jest ciężki w książkach, trudny do opisania - czytanie krok po kroku kto co zrobił jest dobre dla opowiadań. Pasują mi tu też teksty Koji (ale nie czytałam ich zbyt wiele).
Jak to się czyta: zazwyczaj proza jednotorowa, bez przebitek z drugiego planu. Szczegóły wyraźne jak na obrazach rafaelitów. Bogate, lecz nie emocjonalne opisy. Autor nie opisuje emocji. Wrażenia czytelnika powstają na skutek opisów autora. To, co Anne Rice opuściła w swym opisie bo nie było klimatyczne, tu zostanie zapisane i wykorzystane, jakby w czytelniku tworzył się obraz niewidoczny w samym tekście. Proste zdania, zdania oznajmujące, dialogi bez przypuszczeń.
 
A na koniec jeszcze słówko o oryginalnych pomysłach. Wcale nie są potrzebne do szczęścia :P
 
Oczywiście są pomysły (mnie) powalające, jak na przykład Bibliotekarki Orbitowskiego czy tytuł Księga jesiennych demonów (stałam na rynku we Wrocławiu myśląc, kurde, pomysł stulecia). Widzieliście Amadeusza? Tam był motyw, że główny bohater skręca się słuchając muzyki Mozarta, wiedząc, ze to arcydzieło. Nie zazdroszczę, bo nie jestem pisarzem, jestem raczej melomanem, który choć nie potrafi zagrać kilku nut potrafi docenić muzykę. Czasem skręcam się nad książką myśląc - to jest dowód na istnienie boga (ja, ateistka). A przynajmniej świata, który podglądamy tylko przez dziurkę od klucza.
 
Z drugiej strony istnieją książki doskonałe, na przykład Letnia noc Simmonsa czy Miasteczko Salem Kinga, które porażają prostotą schematycznością i ...geniuszem.
 
Może zabawy teoriami nie są trafne czy logiczne. Ale się zdarzają. Warto porównywać czy przeinaczać, dopasowywać. Świat nie jest jednowymiarowy i podzielony na odrębne kawałki.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Johny
   
Ocena:
0
Szczerze watpie czy w rpgach jest wszystko wylozone jak sie zachowywac itd. A nawet gdyby kiedykolwiek bylo to pewnie i tak kazdy prowadzacy robilby swoje ;).

Co do GNS i pisania. Fajnie zaprezentowalas przyklady jak rozne moga byc sposoby snucia opowiesci. Choc z ta rpgowa teoria ma to raczej malo wspolnego.

Ja mam tak, ze jak slysze dobra muzyke to wydaje mi sie, ze Bog istnieje (jestem agnostykiem). A przy dobrej ksiazce / filmie klne z wrazenia :).

Zgadzam sie z toba co do pomyslow. Wazniejsze jest dobre wykonanie, ktore obroni sie zawsze, a genialny pomysl kiepsko zrealizowany, raczej nie.
12-05-2007 12:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.