04-12-2007 18:27
Dzień dobry! W czym mogę pomóc?
W działach: samo życie, wybitne pierdoły | Odsłony: 22
Niektórzy mieszkańcy tego globu, na przykład koledzy z podstawówki, kojarzą mnie jako milczka mówiącego od czasu do czasu bardzo cichutkim głosem z na ogół nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Nie wiem dlaczego, ale mimika mojej twarzy bardzo rzadko wyraża pełną radosnego wyczekiwania sympatię charakteryzującą przemiłe panie z reklam, nawet jeśli myślę o puchatych kotach i czekoladkach. A w liceum do tego doszła poza długowłosej metalówy w podartych dżinsach, więc wiecie... Na naszej klasie powiesiłam zdjęcia z mojego życia zawodowego - wszyscy mili i uśmiechnięci - ale jak sądzę, niektórzy stwierdzą, że to fotomontaż.
Mój mrukowy wizerunek nie wziął się znikąd.
Oprócz tego, ze bardzo często myślę o książkach, które właśnie czytam (radosne historie o potworach czających sie w mroku), to jestem krótkowidzem i nie zawsze zdążę poznać ludzi na ulicy. Dawno temu wybudowałam sobie solidny, kilkupiętrowy firewall odgradzający mnie przed mniej ciekawymi pierdołami z tabliczką "sp....alać wszyscy", z którego dosyć często korzystam w sytuacjach kryzysowych.
Uważam, że bycie super miłym przyjaznym i otwartym lepiej zarezerwować dla najbliższych, dla przyjaciół miłym i przyjaznym itd. Zawsze brwi stykają mi się z włosami, gdy rozszczebiotana niewiasta - bo to zazwyczaj niewiasty - nie wiedzieć czemu rzuca mi się na szyję lub ślini w uprzejmościach na przykład przy przedstawianiu sie przy automacie do kawy. Nie wiem, jak zareagować na taką wylewność i wybuch przyjacielskich uczuć, ucałować? Uściskać? Ściągnąć bluzkę??
Jedna z nowych dziewczyn z mojego działu do wszystkich mówiła "kochanie", "złotko" i "jakie ja miałam problemy z ex narzeczonym! Zdradzał mnie!" ale szybko oduczyliśmy ją tego. Moi znajomi z pracy, z którymi chodzę na piwo, planszówy, deliberuję nad problemami osobistymi i spędzam jałowe rozmowy o sensie życia to stała ekipa, która raczej większość "prywaty" załatwia poza firmą. Wszyscy w miarę lubimy się, ale kręgi osób większego lubienia są znacznie mniejsze. No bo jak mam narzekać na księgową, skoro "wszyscy lubimy się i jesteśmy wielką rodziną"?
Kwestię, kto przyjął do pracy takiego mruka jak ja pozostawię bez roztrząsania. Ostatnio gratulował mi - i sobie - udanej współpracy :P
Bo rozmawiając z klientami przez telefon zazwyczaj mam bardzo miły głos. Wiecie, gdy ktoś dzwoni z pretensjami, gdzie jest jego cholerna gazeta, bo mu rura pękła a on nie zna nowych przepisów, nie powinna go dodatkowo rozwścieczać harpia o piskliwym głosie. Co prawda po kilku godzinach mam głos wokalistki zespołu rockowego :) Ale nikt się nie skarży.
W życiu bym nie pomyślała - będąc dzieckiem czy nastolatką - że będę pracować na stanowisku wymagającym kontaktów z dużą ilością osób.
Z drugiej strony - lubię tą pracę. Poza tym , przez telefon nie widać moich zblazowanych min i butów na biurku :P
Mój mrukowy wizerunek nie wziął się znikąd.
Oprócz tego, ze bardzo często myślę o książkach, które właśnie czytam (radosne historie o potworach czających sie w mroku), to jestem krótkowidzem i nie zawsze zdążę poznać ludzi na ulicy. Dawno temu wybudowałam sobie solidny, kilkupiętrowy firewall odgradzający mnie przed mniej ciekawymi pierdołami z tabliczką "sp....alać wszyscy", z którego dosyć często korzystam w sytuacjach kryzysowych.
Uważam, że bycie super miłym przyjaznym i otwartym lepiej zarezerwować dla najbliższych, dla przyjaciół miłym i przyjaznym itd. Zawsze brwi stykają mi się z włosami, gdy rozszczebiotana niewiasta - bo to zazwyczaj niewiasty - nie wiedzieć czemu rzuca mi się na szyję lub ślini w uprzejmościach na przykład przy przedstawianiu sie przy automacie do kawy. Nie wiem, jak zareagować na taką wylewność i wybuch przyjacielskich uczuć, ucałować? Uściskać? Ściągnąć bluzkę??
Jedna z nowych dziewczyn z mojego działu do wszystkich mówiła "kochanie", "złotko" i "jakie ja miałam problemy z ex narzeczonym! Zdradzał mnie!" ale szybko oduczyliśmy ją tego. Moi znajomi z pracy, z którymi chodzę na piwo, planszówy, deliberuję nad problemami osobistymi i spędzam jałowe rozmowy o sensie życia to stała ekipa, która raczej większość "prywaty" załatwia poza firmą. Wszyscy w miarę lubimy się, ale kręgi osób większego lubienia są znacznie mniejsze. No bo jak mam narzekać na księgową, skoro "wszyscy lubimy się i jesteśmy wielką rodziną"?
Kwestię, kto przyjął do pracy takiego mruka jak ja pozostawię bez roztrząsania. Ostatnio gratulował mi - i sobie - udanej współpracy :P
Bo rozmawiając z klientami przez telefon zazwyczaj mam bardzo miły głos. Wiecie, gdy ktoś dzwoni z pretensjami, gdzie jest jego cholerna gazeta, bo mu rura pękła a on nie zna nowych przepisów, nie powinna go dodatkowo rozwścieczać harpia o piskliwym głosie. Co prawda po kilku godzinach mam głos wokalistki zespołu rockowego :) Ale nikt się nie skarży.
W życiu bym nie pomyślała - będąc dzieckiem czy nastolatką - że będę pracować na stanowisku wymagającym kontaktów z dużą ilością osób.
Z drugiej strony - lubię tą pracę. Poza tym , przez telefon nie widać moich zblazowanych min i butów na biurku :P