» Blog » Horror dla mas
10-12-2007 14:30

Horror dla mas

W działach: Horror, Z przymrużeniem oka | Odsłony: 3

Zasadniczo horrory i powieści grozy są dla szczęśliwych, zadowolonych z życia ludzi. Dawno temu ukuliśmy teorię, że na romanse, szczęśliwe komedie i inne takie chodzą karki z swoimi bitymi dziewczynami, których życie na co dzień poniewiera a kumpel na rogu czeka z giwerą. Kiedy życie nie wiedzieć czemu się załamuje i zdarzają się „dziwne rzeczy” to doprawdy, nie potrzeba żadnych dodatkowych nastrojów niepokoju.

Ale czasem horrory przejmuja funkcję terapeutyczną. Czasem, pewnego rodzaju spranie „złego” po mordzie jest sporą ulgą po codziennym użeraniu się z nieuchwytnymi demonami dnia codziennego. Co prawda w tym zajęciu zastąpi nas bohater książki, ale wiadomo, jesteśmy za nim całym sercem, zatem to tak, jakbyśmy własnoręcznie skopali demonowi tyłek. Prawo opowieści w horrorach wymusza niejako konfrontację i „skopanie tyłka”. Oczywiście, zło czasem powraca, a czasem wygrywa od razu wbijając szpony Frediego Krugera w tętnice głównych bohaterów.

Ale bardzo często wygrywa nasz bohater, co przynosi satysfakcję większą niż moralna wygrana Ani z Zielonego Wzgórza. Mamy za jedną lekturą bohatera, urzeczywistnione zło i wygraną w wielkim stylu. Bohater częstokroć podobny jest to średniej światowej, nawet taki Harry Erskine to krętacz pierwszej wody, podobny raczej do studenta prawa szukającego pracy niż poważnego biznesmena. A mimo wszystko potrafi unicestwić plany wielkiego szamana, który powrócił i chce zniszczyć ludzkość (niezawodny Masterton).

Gdy na co dzień spotykamy się z chimerycznymi urzędnikami, złośliwościami kolegów, rzeczami niewielkimi ale wkurzającymi, na które jednak nie można zareagować tak, jak byśmy chcieli, nic tak nie odstresowuje jak realne – realne w świecie horroru – zagrożenie, które można sprać po mordzie.

Istnieje coś takiego, jak przyzwolenie na horror. Wychowałam się w rodzinie bardzo katolickiej, na małej wsi, gdzie reakcją na wszelkie nieszczęścia, gradobicia i milicję szukającą gorzelni było stwierdzenie: kara boska. Mąż pijak – kara boska. Żona awanturnica – takie życie. Dziecko wszy ze szkoły przyniosło – taki los.
Wiadomo było, że „zło” większe czy mniejsze zawsze się przytrafi, a szczęściem nie należy za bardzo się chwalić, bo ktoś zechce wyrównać.

Samo chrześcijaństwo i katolicyzm niesie niejaką zgodę na zły los, ubóstwo i męczeństwo. Gorzkie żale to jeden z najbardziej sadystycznych motywów mojego dzieciństwa. Historie z diabłem, zmarłymi wychodzącymi z grobów i wszelkie historie przekazywane z pokolenia na pokolenie to fantastyka w najczystszej postaci. Czasem się zastanawiam, jak ma się sprawa z horrorem „protestanckim”, niestety, jak sądzę jest to jedna ze spraw do rozwikłania „później”.

W mojej rodzinie (kobiety bardzo „przyołtarzowe”, mężczyźni zawsze w kruchcie) zawsze było mnóstwo „złych znaków”. Moja babcia znała ich dziesiątki, od kichania w piątek przez dzwonienie w uszach, złe sny i „złe lata”. Skoro człowiek wiedział, że zło tak czy siak nadejdzie, wolał je jakoś usystematyzować. Jak koniec świata czy śmierć w rodzinie. I temu miały służyć wszelkiego rodzaju zabiegi i odczytywanie znaków. Czyż to nie jest horrorowe? Najbardziej drastyczny był chyba „zły rok” – mamy taki zestaw lat, które są złe – zawsze ktoś umiera w tych latach i to nie staruszek czy gruźlik, ale osoba młoda, zdrowa, lub małe dziecko, nieszczęścia rozstania i złamane życie. Nie zagłębiałam się za bardzo w genealogię, ale pamiętam jeden z pogrzebów i przytakiwanie staruszek nad trumną: ano właśnie, dobry chłop był, ale musiał umrzeć, cóż, taki los. I w zasadzie ta osoba nic nie mogła zrobić. Fatum.

Czasem, gdy wszystko nie wiedzieć czemu się sypie, życie osobiste pozostawia wiele do życzenia, a awans w pracy, zamiast nastąpić (co zazwyczaj wiąże się z katastrofą życia prywatnego), również leci na łeb na szyję, czas się zastanowić, jakie, u cholery znaki przeoczyliśmy. Dzięki nim, nawet jeśli niczemu byśmy nie zapobiegli, to przynajmniej nie wypruwalibyśmy sobie flaków na bezwartościowe inwestycje a zrobili drinka i spędzili spokojne wakacje w oczekiwaniu na katastrofę życia.
A teraz pozostaje tyko kupić sobie jakiś horror, gdzie w naszym imieniu jakiś gościu spuści manto urzeczywistnionym demonom. Zakładam, ze wielu czytelników chciałoby spuścić manto potworom Brak Awansu, Zawód Miłosny czy Ten Cholerny Grafik.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

beacon
   
Ocena:
0
Coś w tym jest...
10-12-2007 17:43
~Kolejorz

Użytkownik niezarejestrowany
    Świetny tekst
Ocena:
0
Dawno nie czytałem lepszego :)

... chyba za mało horrorów czytam :/
11-12-2007 09:21
KRed
   
Ocena:
0
A ja się dowiedziałem tylko tyle, że katolicy mimo, że nieszczczęścliwi to jednak lubią horrory. Proste i logiczne...
11-12-2007 13:27
~bro

Użytkownik niezarejestrowany
    Własnoręcznie
Ocena:
0
"Co prawda w tym zajęciu zastąpi nas bohater książki, ale wiadomo, jesteśmy za nim całym sercem, zatem to tak, jakbyśmy własnoręcznie skopali demonowi tyłek."

Nie wiedziałem, że tyłek można komuś skopać własnymi rękami.
24-10-2008 13:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.