24-09-2008 08:54
Męska szkoła jazdy
W działach: samo życie, dialogi | Odsłony: 3
Kurs na prawo jazdy. Drugi raz za kółkiem.
Mój instruktor ni stąd ni zowąd musiał wyjechać i oddał mnie pod opiekę koledze. Zdziwiło mnie pewnego rodzaju ostrzeżenie, gdy mówił : "on jest trochę głośny i dużo gada, ale sie nie przejmuj". Ja akurat się nie przejmuję, bo po całym dniu pracy o 20 wieczorem akurat mam spory luz a szkoła jak dotąd okazała sie całkiem ok (konkurencja na rynku jest spora).
Jak się okazało, nowy instruktor był rzeczywiście głośny i gadatliwy... trochę się zdziwiłam, gdy zaczął śpiewać "stary niedźwiedź...", co mogło sugerować moje tempo jazdy, znajomość przepisów lub to nieszczęsne przejeżdżanie na żółtym, którego się nie mogę oduczyć. Poza tym pom-pom-porował, trzeszczał nad uchem i rzeczywiście był głośny, choc w sposób raczej sympatyczny.
Tylko, że wiecie, gdy mknęłam oszałamiającą trzydziestką przez rondo to raczej nie miałam siły na słuchanie jego uwag o tym, że kobiety nie znają kierunków jazdy (z jego doswiadczenia) i on miewał takie kursantki, które bla bla, ale on nic nie mówi, bo na przykład kobiety świetnie się znają na innych rzeczach, na przykład na kolorach. Ja na to, że przynajmniej wiedzą pod jakiego koloru tramwaj wpadną i jechaliśmy dalej.
Instruktor (pokazując na jeden z samochodów na skrzyżowaniu): Ooo, babska szkoła jazdy, myslała kiedyś pani o niej?
Ja: Nie, ale może gdybym wcześniej wiedziała, że będę jechać z panem, to bym się zastanowiła.
Strasznie się z tego śmiał, ale nie przestał śpiewać. Pewnie jest to jego sposób na naukę :)
Mój instruktor ni stąd ni zowąd musiał wyjechać i oddał mnie pod opiekę koledze. Zdziwiło mnie pewnego rodzaju ostrzeżenie, gdy mówił : "on jest trochę głośny i dużo gada, ale sie nie przejmuj". Ja akurat się nie przejmuję, bo po całym dniu pracy o 20 wieczorem akurat mam spory luz a szkoła jak dotąd okazała sie całkiem ok (konkurencja na rynku jest spora).
Jak się okazało, nowy instruktor był rzeczywiście głośny i gadatliwy... trochę się zdziwiłam, gdy zaczął śpiewać "stary niedźwiedź...", co mogło sugerować moje tempo jazdy, znajomość przepisów lub to nieszczęsne przejeżdżanie na żółtym, którego się nie mogę oduczyć. Poza tym pom-pom-porował, trzeszczał nad uchem i rzeczywiście był głośny, choc w sposób raczej sympatyczny.
Tylko, że wiecie, gdy mknęłam oszałamiającą trzydziestką przez rondo to raczej nie miałam siły na słuchanie jego uwag o tym, że kobiety nie znają kierunków jazdy (z jego doswiadczenia) i on miewał takie kursantki, które bla bla, ale on nic nie mówi, bo na przykład kobiety świetnie się znają na innych rzeczach, na przykład na kolorach. Ja na to, że przynajmniej wiedzą pod jakiego koloru tramwaj wpadną i jechaliśmy dalej.
Instruktor (pokazując na jeden z samochodów na skrzyżowaniu): Ooo, babska szkoła jazdy, myslała kiedyś pani o niej?
Ja: Nie, ale może gdybym wcześniej wiedziała, że będę jechać z panem, to bym się zastanowiła.
Strasznie się z tego śmiał, ale nie przestał śpiewać. Pewnie jest to jego sposób na naukę :)