» Blog » Nic dwa razy się nie zdarza
11-03-2009 22:27

Nic dwa razy się nie zdarza

W działach: znów o książkach | Odsłony: 1

Chociaż jest to sprawa wybitnie indywidualna mam duże opory wobec tekstów wtórnych, wzorowanych na dawnych mistrzach, stylach itp.
Sorry, nie będzie drugiego Lovecrafta, następnego Levisa czy Shelley.
Co prawda Lumley to marka sama w sobie, ale założę się, że wiele osób po niego sięga, bo jest "lovecraftowski", to może jest dobrym chwytem marketingowym, ale też totalnie szufladkuje.

Dużo łatwiej jest funkcjonować w gronie motywów książek autorów współczesnych. Mniej gryzą porównania do Kinga czy Milosa Urbana, choć ten drugi jest tak specyficzny, że nie wiem, czy ktokolwiek go naśladuje bez narażenie się na łatkę "zrzynacza".

Trudno mi ustalić, gdzie dokładnie jest granica między tekstami wyraźnie inspirowanymi a naśladowcami, do których nie mam szacunku. Gdzieś pomiędzy leży pas ziemi należący do książek fali, gdy wszyscy autorzy pochwycili modę i zaczęli eksplorować np. temat wampirów wychodzących w światła jupiterów. Potem takie książki Huff czy Briggs można nazywać różnie, byle nie "nowatorskie", a jeszcze lepiej sprawdzić datę powstania dzieła.

Jak pisałam, nie będzie drugiego Lovecrafta, ale czasem pojawia się ktoś, kto tworzy coś naprawdę super hołdując w dużym stopniu starym tradycjom literackim, tematom itp. Susanna Clarke, która napisała świetną historię magów angielskich żyjących w czasach wojen napoleońskich (cała prawda, dlaczego Anglicy wygrali :P) - Jonathan Strange i pan Norrell, jakiś czas temu wydała zbiór opowiadań Damy z Grace Adieu. Opowiadania nabyłam całkiem niedawno i choć według mnie nie są tak porywające jak powieść o magach, to są kawałkiem dobrej lektury.

Z jednej strony jest to lektura dla wielbicieli Bronte i Austin, bądź też bardziej fantastycznej Edith Wharton. Dziś już się tak nie pisze - sposób podejścia do tematu, użyte słownictwo, obserwacja złożonych uwarunkowań społecznych oraz specyfika czasów pokazują jak bardzo zmienił się sposób opowiadania historii. Sam temat - stworzenia fantastyczne w świecie rzeczywistym - nie jest super oryginalny, o sidhe pisała nawet L.K. Hamilton, ale różnica miedzy rozerotyzowanymi elfkami (seks + 10) a złym ludem ingerującym w chłodny świat Anglików jest wielka. Już chyba Holly Black bardziej skłaniała się ku tajemnicy i obcości.

Clarke, choć tak bardzo jest "wtórna" w swoich dziełach, choć pisze na sposób odkryty dawno temu i podejmuje się tematów wałkowanych wcześniej, to jest to na swój sposób mistrzowskie. Oto przykład recyklingu :) Nie wiem, jak ona to robi, ale bardzo lubię jej książki. Jest to jeden z nielicznych przykładów - obok opowieści o Draculi autorstwa Kinga - gdy mistrz pióra pokazuje jak można napisać coś, co w rękach osoby mniej uzdolnionej byłoby barachłem do wytykania palcami.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

amnezjusz
   
Ocena:
0
Tru, tru, tru. Cykl o Norrellu i Strangu był kapitalny a po opowiadanka muszę sięgnąć jak najrychlej...
11-03-2009 22:36
teaver
   
Ocena:
0
Zgadza się, ten zbiorek nei jest nowy, ale faktycznie cieakwy. Najbardziej spodobało mi się, że Clarke połączyła typową baśniowo - legendarną fabułę z elementami nowoczesnej groteski. Efekt piorunujący.
19-03-2009 13:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.