22-10-2007 21:00
Z cyklu: Wampiry mojego życia
W działach: Horror, niszowe recki | Odsłony: 1
Trzech wampirów w łódce nie licząc potwora
W zasadzie równolegle z Luisem i Lestatem pojawił się wampir stworzony przez C. Q. Yarbro – Le Comte de Saint-Germain. Ujmujący dżentelmen, czarownik i oczywiście, krwiopijca. W zasadzie należałoby zrewidować pojęcie horroru po pojawieniu się tej trójki. Jeśli jednym z założeń horroru jest nienaturalny potwór (nadnaturalne zło) występujący w rzeczywistym świecie, a drugim – poczucie wstrętu do potwora, obudzone w ofiarach na skutek kontaktu z potworem i przełożenie tego wstrętu na odczucia czytelnika, to sorry, ale tu ten schemat nie zadziałał.
Jeśli chodzi o kolejność czytania, Hotel Transylwania był u mnie przed Wywiadem z wampirem. A ujmujący de Saint-Germain odbił się mocno w nastoletnich wyobrażeniach moich i przyjaciółek. Rety, to wertowanie, rozmowy i wypożyczanie jedynego egzemplarza książki chyba można było porównać z ukradkowym wertowaniem Playboya z Ann Nicole Smith przez naszych kolegów (wtedy ślinienie się do niej nie było jeszcze zabarwione nekrofilią). Co z tego, że nie było obrazków, zdjęć nagich pośladków czy torsu gladiatora. Oprócz niewątpliwych zalet takich jak umiejętność jazdy konnej, przemiana w wilka, walka szpadą i umiejętności konwersacji posiadał jeszcze inteligencję. No i był wampirem. Co prawda to ostatnie sugerowało, że z pewnych przyjemności należałoby zrezygnować, ale przecież seks oralny ma mnóstwo zalet. Zwłaszcza z wampirem.
Z jednej strony Anne Rice zniszczyła wizerunek wampira, z drugiej - mamy książki w stylu Charlaine Harris, L. Hamilton czy S. Meyer. Może wyłażą ze mnie lata uczenia się systematyki, ale lubię "umieszczać" książki "na swoim miejscu" na drzewie rodowym literatury grozy. I w takim ułożeniu książki wymienionych przeze mnie autorek byłyby gałązkami wyrastającymi z pnia Anne Rice. Mam tylko nadzieję, że one nie zwrócą sie ku Chrystusowi. Może ich książki nie są super wybitnymi dziełami, ale przynajmniej poruszają tematykę mnie interesującą.
Po lekturze powieści Anne Rice dodatkowo przekonałam się, że wolę postać wampira nie ulegającemu tęsknocie za człowieczeństwem – to tak, jakby lecieć na kowbojów żałujących że nie są, anemicznymi, łysawymi doktorantami wydziału genetyki. Chyba wolę zdecydowanych facetów w stylu hrabiego.
W zasadzie równolegle z Luisem i Lestatem pojawił się wampir stworzony przez C. Q. Yarbro – Le Comte de Saint-Germain. Ujmujący dżentelmen, czarownik i oczywiście, krwiopijca. W zasadzie należałoby zrewidować pojęcie horroru po pojawieniu się tej trójki. Jeśli jednym z założeń horroru jest nienaturalny potwór (nadnaturalne zło) występujący w rzeczywistym świecie, a drugim – poczucie wstrętu do potwora, obudzone w ofiarach na skutek kontaktu z potworem i przełożenie tego wstrętu na odczucia czytelnika, to sorry, ale tu ten schemat nie zadziałał.
Jeśli chodzi o kolejność czytania, Hotel Transylwania był u mnie przed Wywiadem z wampirem. A ujmujący de Saint-Germain odbił się mocno w nastoletnich wyobrażeniach moich i przyjaciółek. Rety, to wertowanie, rozmowy i wypożyczanie jedynego egzemplarza książki chyba można było porównać z ukradkowym wertowaniem Playboya z Ann Nicole Smith przez naszych kolegów (wtedy ślinienie się do niej nie było jeszcze zabarwione nekrofilią). Co z tego, że nie było obrazków, zdjęć nagich pośladków czy torsu gladiatora. Oprócz niewątpliwych zalet takich jak umiejętność jazdy konnej, przemiana w wilka, walka szpadą i umiejętności konwersacji posiadał jeszcze inteligencję. No i był wampirem. Co prawda to ostatnie sugerowało, że z pewnych przyjemności należałoby zrezygnować, ale przecież seks oralny ma mnóstwo zalet. Zwłaszcza z wampirem.
Z jednej strony Anne Rice zniszczyła wizerunek wampira, z drugiej - mamy książki w stylu Charlaine Harris, L. Hamilton czy S. Meyer. Może wyłażą ze mnie lata uczenia się systematyki, ale lubię "umieszczać" książki "na swoim miejscu" na drzewie rodowym literatury grozy. I w takim ułożeniu książki wymienionych przeze mnie autorek byłyby gałązkami wyrastającymi z pnia Anne Rice. Mam tylko nadzieję, że one nie zwrócą sie ku Chrystusowi. Może ich książki nie są super wybitnymi dziełami, ale przynajmniej poruszają tematykę mnie interesującą.
Po lekturze powieści Anne Rice dodatkowo przekonałam się, że wolę postać wampira nie ulegającemu tęsknocie za człowieczeństwem – to tak, jakby lecieć na kowbojów żałujących że nie są, anemicznymi, łysawymi doktorantami wydziału genetyki. Chyba wolę zdecydowanych facetów w stylu hrabiego.