» Blog » Zamiast notatnika
15-04-2009 13:16

Zamiast notatnika

W działach: samo życie, polter, znów o książkach | Odsłony: 2

Dużym plusem bycia szefem książek było to, że wiedziałam co i kiedy jest wydawane. Kiedyś w empiku pomogłam znaleźć pewnej pani książkę (dla wnuczka), która to książka wg obsługi chyba jeszcze nie została wydana i wogóle nie wiadomo gdzie jest. No bo rzeczywiście była wydana dopiero co, ktoś wsadził ją na półkę z fantastyką zagraniczną bo nosiła tytuł Horror show (chętnie bym poznała tego wnuczka :P... eee oczywiście gdyby nie fakt totalnego zakochania w najprzystojniejszym Facecie na świecie).

 

Aktualizacje działu zapowiedzi robiłam prawie codziennie, bezstresowo mogłam międlić e-malie z pytaniami do wydawców, a szef grafików Fabryki chyba mnie znienawidził, bo wprowadzili w końcu zwyczaj podawania nazwisk na stronie.

 

Miesiąc rozpoczynałam od przyczepienia nad biurkiem listy, co chcę sobie kupić, co ewentualnie dostanę do recenzji :) W zasadzie to jest to, czego mi brakuje najbardziej - orientacja co, kiedy i przez kogo (kwestia nowego wydania Martwego aż do zmroku rozbijała się chyba o trzech wydawców).

 

Teraz, kiedy z zapowiedzi polterowych książka przemieszcza się do "już wydanych" dzieje się to dla mnie w sposób niedostrzegalny. Przydałoby sie coś w rodzaju zakładki blogowej, np. "do kupienia", którą mogłabym czyścić po zrobieniu zakupów. W zasadzie zamierzam do tego wykorzystać bloga i raz na jakiś czas robić wpis służący tylko jako moja lista zakupów, co niektórzy pewnie dorzucą do wora oskarżeń, że oprócz kotobloga, dzieciobloga i klanmarchwiobloga będę miała wpisy zakupowe.

 

Wypowiedziałabym się co sądzę na temat tych oskarżeń, ale biorąc pod uwagę towarzystwo, z którym spędziłam urocze święta, a które to towarzystwo operowało nadzwyczaj barwnym i dosadnym językiem, to pewnie zostałabym zmoderowana, zanim zdązyłabym się zastanowić, jak się pisze "dupa".

 

Ale wracając do listy zakupowej; w najbliższym czasie muszę nadrobić zaległości i kupić:

- Dominium - autor napisał bardzo ciekawy Instynkt śmierci więc jestem pełna dobrych przeczuć;

- Powroty zmarłych - bo poprzednia książka autora była też b. fajna, a poza tym, no wiecie, zombie :)

- Szkarłatny Anioł. Księga żądz - bo pani Ewa Pfeifer bardzo fajnie mi opowiadała o tej ksiażce, a poza tym mam nadzieję na fajny kawał "ghotyku" w wersji kanadyjskiej;

- Pod wrzosowiskami - nie przepadam za Lumleyem, ale od czasu do czasu daję mu szansę (najczęściej kończy sie to rzuceniem książki w kąt), więc może, może...

- Głową w mur - bo podobało mi sie opowiadanie "Miód z moich żył" a swoja cegiełkę dołożył Trędowaty w komentarzu.

 

Na kwiecień mam zaplanowane:

- Ofiara - bo chociaż Demoniczne przymierze nie było najwyższych lotów, to może być fajne. Mam nadzieję, że autor nie będzie się trzymał zbyt kurczowo rzeczywistości;

- Głębia ciemności - zadziałała reklama, nie znam, więc muszę poznać :P Coś z tak koszmarną okładką może być gniotem, ale jakby co, to mam ochotę na bardzo horrorowy szit;

- Linie krwi - z rozbiegu,choć nie mam wielkich nadziei, więc postawmy przy tym znak zapytania;

- Przeklęty dom - tak! Trzeba przetestować kolejny cykl dla nastolatek! Chociaż pierwszy tom, nawet jeśli to jest - jak podejrzewam - cos pokroju Pamietników wampirów, których pierwszy tom to dla mnie dwa a nawet trzy w jednym - "pierwszy", "ostatni" i "nigdy wiecej". Ale przynajmniej "nurtowe".

 

Jakby dodać do tego książki, na które poluję "normalnie" (w rodzaju Czarny dom Kinga i Strauba) to wychodzi tego sporo. Ponadto czasem idę do empiku i kupuję coś, bo ma klimatyczną okładkę, tak było np. z Domem na wyrębach - dość nierówna książka, mająca syndrom tego, co sądzi Mój Mężczyzna o polskich produktach: Polacy boją się wrzucenia najwyższego biegu fantastycznego. Poza tym z pewnych powodów nie mogłam polubić głównego bohatera.

 

Swoją drogą, gdy byłam aktywna redaktorsko (teraz raczej toczę się z prędkością szczęśliwego żółwia), to miałam naprawdę sporo książek ze sklepiku: punkty za noty, teksty, zamieszczanie wieści. Od czasu do czasu dodatkowe punkty czy książka z okazji święta czy czegos takiego. W chwili obecnej nie ma to dla mnie takiego super znaczenia, bo i tak pracuję, ale gdy wspomnę czasy studenckie i licealne...

 

Rety, dlaczego polter powstał tak późno? W czasach liceum mieliśmy jedno Ostatnie życzenie i była kolejka do tej książki, w księgarni złotoryjskiej nie było nic z fantastyki. No, ale nie ma co gdybać, jak bardzo szalałabym ze szczęścia mogąc recenzować książki wtedy i jak bardzo rozwinąłby sie mój warsztat wtedy. Teraz też mi się to całe redaktorowanie przydało. Chociażby dla komfortu świadomości, co i kiedy jest wydawane. Chociażby dla nauki współpracy.

 

Wiecie, ogólnie to brzmi słabo: współpraca w redakcji. Ale, gdy popatrzę na te dwa lata "współpracy" to widzę sporo plusów. Pamiętam czasy, gdy razem ze znajomymi pisałam pierwsze podania i CV, jak do pracy w biurze pisaliśmy troskliwie doświadczenie: praca jako rachmistrz spisowy, eee... barman, praktyki w szkole; pisaliśmy cokolwiek, żeby rubryczka nie wyglądała tak żałośnie łyso.

 

Teraz - znów gdy tego nie potrzebuję aż tak bardzo - mogłabym sobie wpisać pełen zakres poważnie brzmiących określeń i dorzucić referencje. Nawet redaktor, który pisze "tylko" recenzje, ma w referencjach info, że pisał teksty, współpracował przy ich korekcie (ulubiony tekst maniaków HR to współpraca ;P) i brał udział w merytorycznych dyskusjach pod zamieszczonym tekstem. A poza tym na rozmowie zawsze można powiedzieć; tu i tu są moje teksty, można je przeczytać od ręki, a nie bronić się wirtuozerią językową, jak bardzo na czymś się znamy, choć nic i nigdzie nie publikowaliśmy a konfrontowanie naszych przekonań miało miejsce na linii piw podawanych przez barmana w grupie średnio zainteresowanych znajomych.

 

Swego czasu moja koleżanka odłożyła doktorat i pojechała do Anglii (gdy dopiero zaczynało to byc popularne) żeby pracować gdzieś za grosze z Anglikami a większość tych groszy wydawać na szkołę językową. No fakt, zbyt dochodowe to nie było, ale ona mówiła, że ma zamiar podszkolić język "codzienny", zobaczyć, jak sie tam żyje i o co biega z tą mentalnością angielską. Inni znajomi jechali też na rok-dwa, pracować z innymi Polakami, zarobić kupę kasy, wrócić do Polski i założyć własny biznes. Cele na pierwszy rzut oka podobne, były całkiem inne. Pogardliwe zapytanie "i co, pewnie to, co zarobiłaś to wydałaś na szkołę i biblioteki, ja bez języka mam kasy w brud" trafia kulą w płot. Oczywiście, pewnie są osoby, które pojechały na Wyspy, znalazły pracę w środowisku "tubylców" podszkoliły język, umiejętności zawodowe i zarobiły przy tym sporo kasy, ale nie byli to moi znajomi. Nie sądzę, żeby to był jakiś znaczący procent amatorów ryby z frytkami. No ale ważne jest to, żeby zdawać sobie  sprawę z tego, co się chce zrobić.

 

Ja byłam całkiem zielona jeśli chodzi o pisanie czegokolwiek, nie miałam pojęcia o działaniu serwisu ani formie współpracy z wydawcami. Liczyłam na naukę (naiwnie myślałam, że to tylko "szkolenie języka") i książki. Dostałam w pakiecie i naukę i nauczki różnego rodzaju. No i otworzenie oczu na coś innego niż horror. Ale wiecie, reszta fantastyki nie jest aż tak fajna, by na nią zerkać częściej niż raz na jakis czas.

 

Dlatego na mojej liście zakupowej zdecydowana wiekszość to horrory :)

 

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Linki nie działają.
15-04-2009 14:31
Siman
   
Ocena:
0
Mi też. Wszystko wypluwa jako 404.
15-04-2009 14:33
senmara
   
Ocena:
0
Zawsze mi ucina linki polterowe, zaraz zmienię na jakieś inne - przynajmniej to, co sie da
15-04-2009 15:04
Chavez
   
Ocena:
0
~senmara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
na chce.to trzeba zakładać konto, pamietać hasło, rejestrować się. Nie chce mi się
15-04-2009 16:40
Chavez
   
Ocena:
0
A na polterze to niby nie? ;)
15-04-2009 20:39
Marigold
   
Ocena:
0
Po naszej ostatniej rozmowie zamówiłam "Przeklęty dom" - będzie akurat na lot na urlop ;)
16-04-2009 00:25
senmara
   
Ocena:
0
Chavez, wysiłek rejestracji na polterze przypadł na okres, gdy byłam mniej leniwa :P Teraz już przepadło, a jak widzę kapcie, dochodzi konieczniość sprawdzania, czy mój nick jest wolny, wymyślania hasła, gdy niedajpanieboże trzeba podać hasło z cyframi... Może kiedyś sie zmobilizuję, ale na razie mi się nie chce
16-04-2009 08:15
Chavez
   
Ocena:
0
Coz, starosc nie radosc :>
16-04-2009 08:48
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"klanmarchwiobloga"? Od "klanmarchwii"?
16-04-2009 18:49

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.